Marek Barbasiewicz, historia życia: Moja rodzina mogła spłonąć w pożarze

2011-01-24 3:00

Znamy go z filmów "Zabij mnie glino", "Rodzina Połanieckich" i "Magnat". Ostatnio zagrał ojca Piotra Adamczyka (39 l.) w komedii "Och, Karol 2". Marek Barbasiewicz (66 l.), aktor Teatru Narodowego, opowiada "Super Expressowi" o swoim dzieciństwie.

Przeworsk (Podkarpackie), tam się urodziłem. Właściwie niczego stamtąd nie pamiętam, poza jedną sceną. Stoję w drewnianym kojcu w ogrodzie, gdy podchodzi do mnie dziadek i trzyma w ręku czapkę pełną czereśni. I to tyle. Pamiętam za to Zgorzelec (Dolnośląskie), gdzie przenieśliśmy się po trzech latach. Ojciec objął tam stanowisko komisarza ziemskiego. Mama była planistką w spółdzielni mieszkaniowej. Był rok 1948.

Przeczytaj koniecznie: Marek Barbasiewicz: Ojciec nie chciał mnie oglądać

Byliśmy z braćmi dość samodzielnymi dziećmi. Na przykład, kiedy w przedszkolu padała komenda "spanie", myśmy wypadali i przepadali. Krążyliśmy po parku, po okolicy... Najważniejsze było, by o około godz. 15 zameldować się w domu, bo wtedy mama wracała z pracy. Nikt po nas do przedszkola nie przychodził, sami przemierzaliśmy miasto. Brałem więc Janusza, mojego brata, za rękę i szliśmy do domu.

Raz zdarzyła się dramatyczna historia. Zgorzelec, miasto przygraniczne, odgrywało ważną rolę. Wiece, zjazdy delegatów, Cyrankiewicz podpisywał tam traktat zgorzelecki. I podczas jednego z takich politycznych pochodów brat zaginął. Po prostu zgubiłem go w tym potwornym tłumie. Szukaliśmy go potem wszędzie, ale on przepadł jak kamień w wodę. Znalazł się, gdy było już ciemno. Bawił się butelkami po piwie na kartoflisku. Bo wtedy miasto przenikało się z wsią, tuż za ulicą rozciągały się pola. Czy dostałem za to lanie? Tak, od mamy.

Potem był Wrocław, gdzie ojciec objął miejski PGR. Zamieszkaliśmy w pałacu na Oporowie, wokół którego były stodoły pełne siana i zboża. I którejś nocy w 1951 wybuchł w nich wielki pożar. Pamiętam, jak mama próbowała z nami przedrzeć się przez żrący dym, wydostać się z ogrodu. Nie rozumieliśmy z braćmi, jak blisko była tragedia. To było podpalenie, sabotaż, ktoś przeciwny ojcu, PRL-owi wzniecił pożar. Wiem, że potem go złapano, osądzono, ale nie wiem, kim był.

Ojciec? Był człowiekiem kategorycznym, z takim pruskim systemem myślenia. Nie rozmawiał z nami. Ewentualnie wołał nas, by obejrzeć zeszyty. Mama nieraz prosiła, by nam poluzował. Myślę, że ten dryl wszystkim nam przeszkadzał. Mamie też. Po latach rodzice zdecydowali się na życie w separacji.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki