Richardson nie ma do nikogo żalu

2010-01-30 20:40

Monika Richardson (38 l.), znana i lubiana dziennikarka i prezenterka telewizyjna, powróciła do TVP 2 programem "Wstęp wolny". Nam opowiada o życiu poza telewizyjnym, ewentualnym żalu i... dlaczego cierpiał jej fryzjer

- Pani odejście, a potem powrót do TVP wywołały wiele komentarzy.

- Tak. A mnie dało nowe doznania. Zobaczyłam, że istnieje życie pozatelewizyjne i to doświadczenie dużo mnie nauczyło. Niemniej tęskniłam za telewizją i z radością przyjęłam propozycję Dwójki. I żeby było jasne - nie ma we mnie żalu, potrzeby odwetu. Miałam prawo się komuś znudzić, także widzom... Jeśli teraz mogę się komuś przydać, to wspaniale. Gdy wróciłam i robiłam w telewizji świąteczną oprawę, przekonałam się, że mam swoich widzów, dostałam wiele oznak sympatii.

- Zniknęła pani z telewizyjnego ekranu, ale nie dała o sobie zapomnieć spektakularną zmianą fryzury.

- Ta zawodowa przerwa była świetną okazją do takich zmian. Mogłam poszaleć. Zmieniłam kolor włosów z jasnych na ciemne, a potem znów szybko wróciłam do blondu, chociaż mój fryzjer, Maciek Wróblewski, trochę tę zmianę odchorował, bo moja ciemna fryzura bardzo mu się podobała.

Patrz też: Richardson robi się na szczotkę (ZDJĘCIA!)

- "Wstęp wolny", program poświęcony wydarzeniom artystycznym, to dla pani wejście w programową niszę...

- Proszę nie zapominać, że tematyka europejska, wówczas, kiedy ją podejmowałam, też była niszą. W 2003 roku, gdy na antenie pojawił się program "Europa da się lubić", nikt nie zajmował się tą tematyką. A kultura, publicystyka kulturalna wyrosła na tradycji Studia 2, zawsze była mocną stroną Dwójki.


- Wierzy pani, że "Wstęp wolny" powtórzy sukces "Europa da się lubić"?

- Ten program ma trochę inne ambicje i misję. Ma zachęcać do wchodzenia w kulturę. Dlatego rozmawiamy z twórcami, a nie krytykami. Nie chodzi nam o teorię, ale o praktykę. Magazyn poświęcony nie tylko kulturze popularnej, nie tylko muzyce pop czy beletrystyce dla nastolatek, ale też tzw. kulturze wysokiej, nie zdobędzie raczej takiej popularności jak "Europa da się lubić". Zwłaszcza że tamtemu towarzyszył wyjątkowy moment historyczny. Mam nadzieję, że "Wstęp wolny" będzie popularny, ale nie liczę na 6-7 mln widzów. Jeśli skupi przed ekranami połowę tamtej widowni, to już będzie to bardzo dobry wynik.

- "Wstęp wolny" - komu go pani oferuje?

- To trochę przewrotna nazwa. W każdym programie rozdajemy karnety, dzięki uprzejmości jednego ze sponsorów. Nasi widzowie będą mogli wybrać sobie bilety na dowolne koncerty, festiwale, sztuki teatralne.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki