Jacek Śliwczyński, muzyk związany z grupą T.Love od 1989 roku, nie żyje. Basista jeszcze w 2017 roku ujawnił, czemu porzucił ostatecznie muzykę dla kariery fotograficznej. W rozmowie z Miejskim Domem Kultury w Częstochowie ujawnił, że i tak utrzymywał się głównie z fotografii, bo to jest jego zawód. - Czasami jest ciężko, ale udaje mi się. Trzymam się tego uparcie, co lubię. Nie narzekam, że mam za dużo czy za mało. (...) Robiłem dużo sesji dla producentów żywności, reklamowo, na opakowania. To jest duża odpowiedzialność, wymagania klientów. Są sesje kiedy 15 osób nad tobą stoi. To są trudne sytuacje, ale ogarniałem - stwierdził. Jacek Śliwczyński przez długi czas i tak był kojarzony przez fanów głównie jako członek zespołu T.Love, choć doczekał się licznych sukcesów także na polu fotograficznym. - Miałem taką potrzebę stworzenia kilku form muzycznych, na zasadzie wyrzucić jakiś smutek, który we mnie siedzi, balladowo, ale znowu zacząłem robić fotografię obrotową. U mnie jest tak falami: muzyka, muzyka, fotografia, fotografia - opowiadał we wspomnianym wywiadzie.
Informacja o śmierci Jacka Śliwczyńskiego nadeszła wieczorem, w środę, 13 sierpnia 2025 roku. Przekazał ją w mediach społecznościowych fotograf koncertowy, Wiesław Radzioch. Na razie nie ujawniono przyczyny śmierci muzyka. Miał on zaledwie 59 lat, był jeszcze stosunkowo młody i mógł mieć sporo życia przed sobą. Szczegóły poniżej.
Jacek Śliwczyński doczekał się własnej wystawy zdjęć zespołu T.Love. "Koniu, wielki smutek"
Jacek Śliwczyński, na którego często wołano "Koniu", bo taki wymyślono mu pseudonim, doczekał się swego czasu wystawy własnych zdjęć w Krakowskim Forum Kultury. W 2018 roku zorganizowano wydarzenie, na którym fani mogli podziwiać pracę artysty. Pokazano fotografie zespołu T.Love autorstwa właśnie Jacka Śliwczyńskiego. Ale o muzyce mężczyzna też nie zapomniał i zagrał kameralny koncert razem z Muńkiem Staszczykiem. A skąd wziął się wspomniany przydomek?
- Bardzo prozaiczna sytuacja. Ktoś mnie wziął za kogoś innego. Z kogoś nabijaliśmy się, że ma szczękę jak koń. Później koledzy z kapeli stwierdzili, że ja też wyglądam jak taki "kuń" i tak już zostało - śmiał się w wywiadzie Jacek Śliwczyński.
Niewykluczone, że wkrótce pojawi się więcej informacji na temat odejścia muzyka i fotografa, wraz z datą pogrzebu czy innej formy ostatniego pożegnania. Będziemy się tej sprawie w "Super Expressie" przyglądać.