Pan Mariolka idzie do sądu!

2008-09-05 6:30

Igor Kwiatkowski (30 l.) z kabaretu Paranienormalni traci poczucie humoru i ostrzega.

Spotykamy się w Dziwnowie, dwie godziny przed występem. Igora, który jeszcze niedawno był kucharzem, dziś uwielbia cała Polska, a skecze z jego udziałem biją w Internecie rekordy popularności. Pogodny, spontaniczny. Sukces go nie zmienił - po wywiadzie chwyci za maszynkę do włosów  i ostrzyże kolegę z kabaretu.

- Udajesz na kabaretowej scenie Mariolkę, szaloną blondynkę, z której śmieje się cała Polska. Czy ona uważa się za piękną?

- No jasne! Za najpiękniejszą na świecie. Znam pełno takich dziewczyn. Idą przez życie jak burza, mimo że tak naprawdę są śmieszne i niewiele wiedzą o świecie.

- A zdradź, jaka Mariolka jest od kuchni: używa tipsów, depiluje nogi?

- Ona nawet dobrze nie wie, do czego depilator służy. Mariola nie maluje się, a dezodorantu używa tylko raz w tygodniu. Gdy kiedyś postanowiła założyć sobie tipsy, to musiałem kupić od razu dwa komplety, bo na moje szerokie paluchy wchodziły jedynie paznokcie z tych największych palców (śmiech).

- Nie czujesz dyskomfortu, kiedy po raz setny zakładasz perukę i robisz z siebie durnia?

- Nie. Nasze skecze za każdy razem są trochę inne. Mariolka reaguje na docinki publiczności. Do podrywaczy krzyczy, że "nie chodzą w jej wadze", a gdy widzi dziewczyny w takich samych sweterkach, w jakim ona występuje, podbiega i z piskiem się wita.

- Sweterek ciągle ten sam?

- Tak. Jest z nami od początku. Kupiłem go kiedyś w lumpeksie, już się dziury porobiły, muszę go cerować, ale warto, bo jest nie do podrobienia.

- Gdy przebierasz się za babę, to nie cierpi twoje męskie ego?

- Nie! Nic a nic, bo gdy widzę w oczach publiczności pytanie: "Co to za wariat?" - jest mi z tym dobrze.

- A co na to kobiety twojego życia?

- W domu się nie wygłupiam. Żona powiedziała mi, że mam od tego scenę. Uprzedzając pytanie, od razu mówię, że moja żona nic z Mariolki nie ma.

- A mógłbyś z kimś takim jak Mariolka umówić się na randkę?

- Nie. Takie dziewczyny potrafią co prawda o siebie zadbać i ładnie wyglądać, ale o czym można z nim rozmawiać? Po jednym piwie tematy się kończą.

- Podobasz się kobietom?

- Może i tak, ale zanim zaczęła się popularność, byłem już żonaty. Teraz śmieszy mnie, że dziewczyny lecą na to, że ktoś pokazuje się w telewizji. Traktujemy to kabaretowo. Kobiety są szokująco bezpośrednie. Ostatnio w Sopocie jedna zapytała wprost, czy jestem żonaty. Gdy usłyszała, że tak, zawinęła się na pięcie, bo chyba nie chciała tracić czasu.

- Czy to prawda, że pierwowzorem Mariolki była brunetka?

- Tak. Miała na imię Ewa i jej sztandarowym tekstem było "ja pyrtolę". Poznałem ją w Warszawie. Zapamiętałem jej teksty, ruchy i przywiozłem je do Jeleniej Góry. Takie dziewczyny są wszędzie. My z Robertem (Robert Motyka, współzałożyciel kabaretu Paranienormalni - przyp. red.) naoglądaliśmy się ich w knajpie, gdzie pracowaliśmy. Byłem tam kucharzem, a Robert puszczał muzykę. Byliśmy tam w pracy, byliśmy trzeźwi - one niekoniecznie. Zainspirowały mnie. Były to przeważnie dziewczyny dresiarzy. Ich sztandarowy tekst to: "Musisz się kuÉ szanować, wiesz".

- Zmieniłeś się?

- Ludzie w rodzinnej Jeleniej Górze też się nad tym zastanawiają i próbują mnie wybadać. Gdy spotykam na ulicy kolegę z podstawówki, to nie powie mi pierwszy cześć, bo nie wie, czy nie uderzyła mi czasem sodówka.

- A nie uderzyła?

- Moim zdaniem nie, ale trzeba by innych zapytać. Kasia z Sopotu, nasza poprzednia menedżerka, uważa, że nam całkowicie odbiło!

- Dlaczego?

- Bo postanowiliśmy zrezygnować z jej usług. Zrobiło się niemiło, zaczęła odgrażać się, że nie zapłaci nam za kilkanaście ostatnich występów. I słowa dotrzymała. Jest nam winna 50 tys. zł. Nasza cierpliwość też ma swoje granice i z naszą byłą menedżerka spotkamy się w sądzie.

- Ludzie rozpoznają cię na ulicy?

- Tak, choć zdarzają się pomyłki. Ostatnio pani na stacji benzynowej wzięła mnie za faceta, który prowadzi studio lotto w Polsacie. Czasami ludzie podchodzą i pytają się: "Przepraszam! Czy to pan Mariolka?". Na każdym kroku zastanawiają się głośno, czy ja to ja. Najczęściej są to właśnie chłopaki takich Mariolek, młode karki w sportowych samochodach. Słyszę: "K..., to chyba Mariolka". Oglądają mnie wtedy jak jakiegoś konia albo samochód. Czuję się wtedy jak małpa w zoo. Są to jednak sporadyczne przypadki. Najczęściej czuję od ludzi sympatię, chcą porozmawiać.

- O co pytają?

- Spotkałem raz w Jeleniej Górze kolesia. Odkurzałem samochód, a on kręcił się, kręcił, aż w końcu zagadał: "Mariolka nie wie, jak się to uruchamia?". Czuł wyższość i był fantastycznie bezczelny. Mówił, że na imprezach jest najśmieszniejszy ze wszystkich i że najlepiej opowiada kawały. Poprosił o radę, jak zrobić karierę.

- I co mu poradziłeś?

- Wszystkim początkującym kabareciarzom radzę, by opowiadali o tym, co ich samych śmieszy najbardziej. Są festiwale, różne przeglądy, niech pojadą i pokażą, co potrafią. Nie święci garnki lepią. My też pierwszy występ mieliśmy na weselu kolegi.

- Czym różni się twoja obecna praca od tych, które miałeś wcześniej?

- Wszystkim. Kiedyś byłem zwyczajnym kucharzem, w dodatku bardzo lichym. Byłem także magazynierem oraz wykładowcą... napojów gazowanych alkoholowych w markecie. W każdej pracy ostatni do roboty, a pierwszy do wygłupów. A teraz mi jeszcze za te wygłupy płacą.

- Można na kabarecie zarobić?

- Można, ale my nie myślimy tylko o kasie. Teraz bardzo dużo występujemy, ale staramy się nie popaść w rutynę, by nie zatracić naturalności. Nie mamy ciśnienia, żeby kosić wielką kasę. Kiedyś był miesiąc, że mieliśmy 22 występy. Pod koniec nasze morale było fatalne. Czuliśmy się, jakbyśmy pracowali na ksero. Dlatego podziwiam zespół Feel. Czytam, że od kilku miesięcy koncertują codziennie...

- Mieliście kontakt z największymi gwiazdami kabaretu?

- Kiedyś podszedł do nas Jacek Federowicz i spytał, czy jesteśmy aktorami. Nie chciał uwierzyć, że żadnych aktorskich szkół nie kończyliśmy i że istniejemy zaledwie od kilku miesięcy. Był to dla nas olbrzymi komplement. Chwalił nas także Irek Krosny i koledzy z Kabaretu pod Wyrwigroszem.

- A co o postaci Mariolki mówią feministki?

- Kazia Szczuka jeszcze nie dzwoniła (śmiech). Nic nie mówią, bo Mariolka, mimo że jest głupiutka, jest też urocza. Zależy nam, żeby się ją lubiło i dlatego nie poruszamy wątków seksualnych, nie podkreślamy też, że jest rozwiązła.

- A jest?

- (śmiech). Mariolka z tymi sprawami nie ma kłopotów, ale to wciąż dziecko, w dodatku nasze dziecko, i dlatego złego słowa o niej nie powiem.

Igor Kwiatkowski (30 l.)

Pochodzi z Jeleniej Góry. Wykształcenie średnie, z zawodu kucharz. W 2004 roku razem z Robertem Motyką (34 l.) i Rafałem Kadłuckim (36 l.) stworzyli kabaret Paranienormalni. Żonaty z Barbarą (30 l.). Ojciec dwójki dzieci: Wiktora (2 l.) i Mai (1 mies.). Pracował w Warszawie w Radiu Roxy FM, ale wrócił do Jeleniej Góry. Jeździ VW passatem. Miłośnik dobrego kina. Domator.

Paranienormalni

Igor Kwiatkowski (30 I.), Rafał Kadłucki (36 I.) i Robert Motyka (34 I.), czyli kabaret Paranienormalni. Bez nich nie może odbyć się żadna ważna impreza kabaretowa w Polsce

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki