"Super Express": - Hucznie i bardzo pięknie świętuje pani ten rok. Otrzymała pani nawet festiwal swojego imienia. To bardzo piękny i wzruszające dla pani rok, prawa?
Irena Santor: - No właśnie, wszyscy mnie zapraszają, żeby coś poopowiadać, powspominać. Ja ich rozumiem. Bo uświadomili sobie, że tych lat jest dużo i "spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" (śmiech). To wzruszający rok. Zgłosili się do mnie też młodzi ludzie z zespołu Polyphonics. Zadzwonili do mnie, mówiąc: "Proszę pani, pani się skarży, że odchodzi pani na emeryturę. I co się stanie z pani piosenkami?". Wybrali piosenki z mojego repertuaru. Zapytali, czy chcę pojechać z nimi w trasę. Pomyślałam: "Czy ja bym mogła pojechać jeszcze w jakąś trasę? Chętnie!". Tylko ja już, proszę państwa, nie śpiewam. Okazało się, że zrobili to za mnie. Jestem wdzięczna losowi, że na mojej drodze zdarzył się jeszcze taki ładny prezent.
"Mam apetyt na życie i dam sobie z nim radę, o ile ono w ogóle będzie. A jeśli ono będzie jeszcze jako tako sprawne, to będę miała za co dziękować losowi"
- Świętuje pani te 90. urodziny już od kilku miesięcy. I oby to trwało!
- Te 90. urodziny się kiedyś skończą, ale oby następne trwały! Proszę pana, jestem ciekawa, jestem żarłoczna, jestem nienasycona i chcę przeżyć życie jak najdłużej. Mam apetyt na życie i dam sobie z tym radę, o ile ono w ogóle będzie - to życie - a jeśli ono będzie jeszcze jako tako sprawne, to będę miała za co dziękować losowi, bo do tej pory mam. Niech trwa. Do końca świata i jeden dzień dłużej. Oczywiście bez przesady, ale chętnie. Lubię być, lubię żyć, lubię egzystować, smakować, istnieć, dostrzegać.
NIE PRZEGAP: 90 lat, a jaka forma! Irena Santor zalicza dwie imprezy jednego dnia – i na obu kradnie show
- To z tego apetytu na życie bierze się pani świetna forma? Bo wygląda pani świetnie, ma pani wspaniałą energię.
- Proszę pana, to nie tylko to. Ja bardzo szanuję lekarzy. Wbrew temu, jakie opinie teraz panują, ja jednak wierzę medycynie. Bez przesady, nie jestem jakąś histeryczką, ale jeśli trzeba, to się przebadam, jeśli trzeba, to jakąś pigułkę łyknę, to łyknę. Niechętnie, ale jednak to zrobię. Jeżeli trzeba, to zrobię coś, co lekarz każe.
I wierzę wyłącznie lekarzom. Choć podobno są jakieś siły, które mogą więcej niż lekarz. Ale ja w to nie wierzę. Ja wierzę lekarzom, polecam.
- A czy kusi panią jeszcze, żeby chwycić za mikrofon i wyjść na scenę?
- To jest właśnie powód, dla którego zgodziłam się na trasę koncertową z zespołem Polyphonics. Jakaż to jest radość, ponownie wrócić na scenę, na której już tyle razy byłam, na której się zdarzyło to, owo i jeszcze coś. Teraz przychodzę już bez strachu i lęku, co może się wydarzyć, co zrobi publiczność, jak zareaguje w pierwszych minutach. Bo to bywa przeżycie traumatyczne - bo naprawdę nie wie się, co się stanie. A teraz mogę wyjść na scenę bez tremy, bez poczucia. Dano mi jeszcze raz pooddychać sceną, tym, co się na niej dzieje, kontaktem z publicznością, która po tylu dziesiątkach lat ma ochotę na nasze koncerty przychodzić, zapłacić za bilety, z domu wyjść, ubrać się i pobyć przez jakiś czas w moimi piosenkami. No, czy ja mam za co dziękować losowi? Mam! Właśnie za to!
ZOBACZ TAKŻE: Irena Santor ze łzami w oczach wspomina Stanisława Sojkę. "Dumna jestem bardzo"
- A czy w domu, kiedy nikt nie patrzy i nikt nie słucha, śpiewa pani nadal?
- A bron Boże! Aż tak to nie. Ale czasami bywało tak, że jakaś fraza mnie męczyła i droczyłam się, dlaczego mi nie wychodzi. Ale żeby śpiewać tak dla samej siebie. Nie. Skądże.
Rozmawiał Adrian Nychnerewicz