Sławomir Świerzyński: Dzwonią i pytają, jak nam nie wstyd?

2020-11-17 15:57

W internecie trwa burza po ujawnieniu kwot dotacji, jakie przyznano w ramach Funduszu Wsparcia Kultury polskim artystom, którzy przez koronawirusa nie mogą pracować i zarabiać na koncertach. Na okrytej złą sławą liście obdarowanych przez rząd znalazł się, m.in. Sławomir Świerzyński (59 l.), założyciel zespołu Bayer Full oraz prowadząca impresariat jego żona Renata, którym w sumie przyznano 550 tysięcy. Inni artyści wytykają im pazerność. Gwiazdor disco polo uważa, że te pieniądze się mu należą.

Zespół Bayer Full

i

Autor: AKPA

Wysokość kwot, które mają zostać przelane na konta poszkodowanych przez koronawirusa przedstawicieli branż artystycznych, w tym w dużej mierze indywidualnych artystów budzą kontrowersje wśród opinii publicznej oraz w środowisku muzycznym. Niektórych mocno zabolało, że rządowe dofinansowanie dostanie autor hitu „Majteczki w kropeczki”, który ma w swoim dorobku również przebój „Wszyscy Polacy”. Pod adresem artysty padło i nadal pada mnóstwo oszczerstw. Jest wyzywany od oszusta, złodzieja i wytyka mu się, że jest pazerny. Tymczasem Sławomir Świerzyński zapewnia, że wszystko pójdzie na konkretne wydatki i trafią również do ludzi, którzy stanowią tło dla jego pracy.

- Do żony dzwonią i pytają, jak nam nie wstyd? A przecież to nie są pieniądze dla nas. Musimy z nich opłacić mnóstwo ludzi, m.in. reżyserów, wozy transmisyjne, nie mówiąc już o wszystkich członkach zespołu, dzięki którym nasze show zawsze jest na najwyższym poziomie. Niektórzy myślą, że sobie te 550 tys. włożę w kieszeń, a nie ma takiej opcji. Wszystko trzeba rozliczyć zgodnie z kosztorysem – mówi „Super Expressowi” lider Bayer Full.

Zauważa też, że ludzie wciąż pragną nowości muzycznych. Przeciętny człowiek nawet nie ma pojęcia, ile kosztuje wyprodukowanie jednego utworu i teledysku.

- Nagranie jednej piosenki to koszt co najmniej 3 tys. zł. Jeśli powstaje do tego teledysk, trzeba dołożyć ok. 10 tys. zł, a my straciliśmy prawie sto procent przychodu z całego sezonu i nikogo to nie obchodzi. Nie krzyczę, że nie mam co do garnka włożyć, ale jak się pojawił projekt dofinansowań rządowych, to z niego korzystam – zauważa muzyk, który dotąd tylko dokładał do Skarbu Państwa, a kiedy złożył wniosek o wsparcie, próbuje się zrobić z niego złodzieja.

- Od lat płacę gigantyczne podatki, więc wypraszam sobie, żeby ktoś mi zarzucał, że wziąłem coś kosztem kogoś innego. Bywały takie czasy, że płaciłem po 200 tys. podatków miesięcznie. Grałem po 5 koncertów dziennie i było dobrze jak moje pieniądze utrzymywały gminę, a teraz komuś nie pasuje, że przyznali mi pół miliona – dodaje Świerzyński.

- Chciałbym, żeby mi oddali jak za chryzantemy, żebym nic nie musiał robić. Ostatnio kupowałem po 12 zł., Rząd zapłacił po 20 zł – podsumowuje.

Sławek obawia się, że z powodu wstrzymania wypłat nie zdąży wykorzystać tych środków.

– Nie wiem, czy będę w stanie wykorzystać te pieniądze. Dali bardzo krótkie terminy na ich rozdysponowanie. Teraz kiedy wypłaty wstrzymano mogę nie zdążyć wyrobić się z realizacjami w odpowiednim czasie. Mam w planach nagrać dwa potężne programy telewizyjne, to trzeba wszystko rozplanować logistycznie, zatrudnić ludzi do pracy i dopilnować, żeby wszystko odbyło się w reżimie sanitarnym – wymienia Świerzyński.

Gwiazdy disco polo bez kasy z Funduszu Wsparcia Kultury? "Będzie dobrze" Adama Federa, odc. 154

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki