Słucham, pocieszam, doradzam

2009-03-07 19:00

Kinga Rusin (38 l.), gospodyni "You Can Dance", nie wyobraża sobie życia bez tego show, a jego uczestnicy i widzowie bez niej. Nam zdradza trochę tajemnic zza kulis.

Na castingi do "You Can Dance" przychodzą setki osób. Wyłonić perełki nie jest łatwo. Jakich osób szuka jury?

- Szukamy osób, które przede wszystkim doskonale tańczą, ale również są dojrzałe emocjonalnie. Tylko tacy tancerze będą w stanie stawić czoła trudom, które czekają na nich w programie. Ten program to duże obciążenie, nie tylko fizyczne, ale również psychiczne.

- Jakie osoby przykuwają pani uwagę?

 - Otwarte, szczere, sympatyczne, pozytywnie zakręcone, z którymi się miło gawędzi, ale też potrafią podzielić się swoimi emocjami.

- Czy łatwo poznać, kiedy ktoś jest szczery, a kiedy gra kogoś kim nie jest?

 - W tym programie nie można nikogo udawać. Kamery towarzyszą uczestnikom non stop. Przy tym poziomie emocji, zmęczenia, stresu od razu widać, jaką ktoś ma osobowość, jakim jest człowiekiem.

- Na czym polega pani praca w czasie castingów?

- Pozornie może się wydawać, że moja praca nie jest bardzo wymagająca i skomplikowana. Nic bardziej mylnego. Te kilkadziesiąt rozmów, które muszę przeprowadzić z uczestnikami przed, po i w czasie castingu, wiele mnie kosztuje. Rozmawiając z tancerzami, dzielę z nimi nie tylko ich radość, ale najczęściej żal, złość, frustrację, smutek, czyli całą gamę negatywnych emocji. One w pewnym sensie na mnie przechodzą, muszę sobie z nimi radzić tak samo, jak bohaterowie castingów.

- Czyli pełni pani trochę rolę psychologa?

- Słucham, pocieszam i doradzam jak umiem. To jest bardzo emocjonalna praca, ale daje dużo satysfakcji. Obserwuję z bliska młodych, utalentowanych i zdeterminowanych tancerzy, którzy chcą dostać wielką życiową szansę. Podziwiam ich umiejętności i odwagę.

- Zdarza się, że uczestnik nie wytrzymuje i prosi o rozmowę bez kamer?

- Tak. Niektórzy mają dosyć nieustającej obecności kamer. To jest specyfika tego programu, ale czasami można porozmawiać bez świadków.

- Zapewne przechodzili kryzysy, załamania, jak pani im wtedy pomaga, kiedy jest najtrudniej?

- Kilka osób musiałam podbudowywać, z kilkoma szczerze porozmawiać, innym wytłumaczyć, że świat się nie zawali, jeśli nie dostaną się do programu.

Najtrudniej jest na warsztatach podczas kolejnych eliminacji, kiedy płaczą ci, którzy odpadli, ale też często ci, którzy przeszli dalej, bo żal im kolegów.

 - Podczas castingów i warsztatów spędza pani na planie długie godziny. Czy to jest konieczne?

 - Oglądając w telewizji relacje z castingów i warsztatów, trudno sobie wyobrazić, że to efekt wielu dni pracy. Z kilkudziesięciu godzin nagranych przeze mnie rozmów ukazuje się kilkanaście minut, ale to doświadczenie pozwala mi zbudować relacje z finalistami i lepiej ich poznać. Dzięki temu, że obserwuję uczestników od samego początku, łatwiej mi rozmawiać z nimi w programach na żywo. Integruję się z tancerzami, poznaję, wiem, jak mogą później na pewne sytuacje zareagować.

- Czy da się podejść do tego programu bez żadnych emocji?

 - Nie wyobrażam sobie, żebym mogła oddzielić się kompletnie od występujących i ich emocji, czytać napisany przez kogoś tekst, zapowiadać kolejny występ, a potem iść do domu. Ja w to się "zanurzam" cała i dobrze się z tym czuję.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki