Koniec Mariolki! Igor Kwiatkowski zmienia wizerunek. Kończy z kabaretem? [WYWIAD]

2018-10-12 9:00

Dotąd IGOR KWIATKOWSKI znany był przede wszystkim jako członek kabaretu Paranienormalni. To on wymyślił słynną postać Mariolki. Od niedawna rozpoczął karierę solową, a jego nowe oblicze może zobaczyć w programie „Śpiewajmy razem. All Together Now”, którego jest gospodarzem. Opowiedział nam jak wygląda codziennie życie komika i dlaczego słucha przed występami smutnej muzyki? Zdradził też, czy wróci jeszcze kiedyś do kabaretu.

Paranienormalni - Mariolka

i

Autor: AKPA

- Jak się pan odnajduje w nowej roli?

- Rozumiem, że widzom pokazałem się w zupełnie nowej odsłonie, aczkolwiek jako komik-solista występuję od początku tego roku. Ja naprawdę kocham śpiewać, uwielbiam muzykę, śpiewam przy każdej możliwej okazji. Niestety, a może stety teraz jestem w takiej sytuacji, w której mogę uczestniczyć w tego typu show, ale rozumiem, że dzisiaj widownia nie byłaby pewnie gotowa, gdybym zaśpiewał coś na poważnie. Lubię pisać teksty piosenek i to takie melancholijne, ale zdaję sobie z tego sprawę, że muszę je pisać raczej do szuflady, bo gdyby komik, który na co dzień zakładał dziwne okulary, sztuczne zęby, przebierał się za babki, nagle uderzyłby w taki melancholijny ton, i nadmuchał balon wzruszenia, to widzowie pewnie czekaliby, kiedy ja go przebiję. Dlatego zostawiam to dla siebie, ale swoje zamiłowanie do muzyki mogę realizować w tym programie.

- Co wyróżnia ten program?

- Oczywiście są tu takie emocje, za które kochamy tego typu programy. Często widzimy zestresowanego uczestnika, który za chwilę wystąpi przed setką jurorów, wśród których czasem znajdują się jego idole. To co wyróżnia ten program, to moment, kiedy jurorzy dołączają się do śpiewającego uczestnika i dodają mu tym otuchy. To jest taka - jakby to nazwać - empatia muzyczna. Taka sympatia wyrażona przez ten wspólny śpiew. To bardzo zbliża ludzi i po tym momencie stresu, który odczuwa uczestnik na cenie pojawia się prawdziwa fala sympatii…

- Porozumienie poprzez muzykę?

- Tak, i to naprawdę się czuje, że to jest świetne uczucie. Ja bardzo lubię tego typu programy, bo sam mam takie niezrealizowane wokalne marzenia. Uwielbiam oglądać w internecie wybitne wykonania wielkich hitowych piosenek z różnych programów typu talent show. Wtedy mam ciary. Rozumiem, co ci ludzie czują. Ja też kiedyś realizowałem marzenia - co prawda kabaretowe, ale jednak! Tez chciałem ludziom nieść intensywne, pozytywne emocje, chciałem nieść ten śmiech i chociaż człowiek się wygłupiał, to stres nie raz mnie zżerał.

- Czy kabaret, którym się pan do tej pory zajmował, stał się w pewnym momencie szufladką, która pana zaczęła uwierać?

- Zgoda, mogła mnie trochę uwierać, ale to było na własne życzenie, bo nikt mnie do tej szuflady nie wciskał, ani tam nie przetrzymywał. Ale zdarzyły się w ciągu ostatnich kilku lat także inne ciekawe projekty, jak dubbing do bajki Disneya „Vaiana”, gdzie udzieliłem głosu głównej postaci i specjalnie na potrzeby tej produkcji zaśpiewałem nawet bardzo trudną piosenkę. Zdarza mi się również okraszać żartami jakieś festiwale muzyczne. Teraz jest także ten program, w którym zaproponowano mi taką rolę, która nie ma nic wspólnego z kabaretem. To nie są przygotowane scenki, tu muszę improwizować, reagować na bieżąco, do tego nie da się przygotować.

- Jak wygląda życie komika poza scenę? Czy ludzie często oczekują od pana żartów?

- Tak. Życie komika nie jest takie kolorowe. Często widzę ten mocno zdziwiony wzrok osoby, której zwracam na coś uwagę, np. że wcisnęła się przede mną w kolejkę, albo że zajechała mi drogę na ulicy. Ludzie są bardzo zdziwieni, kiedy na mojej twarzy gości np. złość albo smutek, bo znają tylko mój radosny wyraz twarzy. Ale wiem, co do mnie należy. Jestem jak Doktor Quinn. Ona leczyła pacjentów, ja jestem od rozśmieszania. Taka moja rola, chcę i lubię to robić.

- Co pan robi, kiedy zbliża się występ i musi pan być na scenie w dobrym humorze, ale prywatnie nie jest pan w dobrym nastroju?

- Paradoksalnie pomaga mi nawet słuchanie melancholijnej, wzruszającej muzyki, bo kiedy się wzruszam, to schodzi ze mnie jakieś napięcie. Kiedy jakoś po prostu jest mi po ludzku źle, to czasem nawet płacz, wzruszenie potrafią to napięcie ze mnie zdjąć. Życzę każdemu, żeby mógł choć raz znaleźć się w jakiejś formie na scenie - czy jest się wokalistą, czy komikiem – i mieć na sobie kilkaset czy kilka tysięcy par oczu. To jest cudowne uczucie. Wtedy zapomina się o zmęczeniu, o tym, że cokolwiek boli, absolutnie o wszystkim. Scena, jaka by ona nie była, kabaretowa czy muzyczna, uzależnia. Mogę powiedzieć, że jestem uzależniony od ludzi. Ludzie to moja używka.

- Niedawno zaczął pan karierę solową, pożegnał się pan z kabaretem Paranienormalni. Co pan teraz planuje?

- Można mnie zobaczyć na dużych kabaretonach, nazywa się to Polska Noc Kabaretowa i w ciągu najbliższych lat zamierzam na tych imprezach funkcjonować. To są duże imprezy, tam jestem w takim doborowym kabaretowym towarzystwie. Tylko tyle i aż tyle, jeśli chodzi o kabaret, bo mam bardzo duży apetyt na zrobienie jakiegoś sitcomu albo jakiejś zabawnej formy do internetu. Tutaj w dzisiejszych czasach przenosi się cała rozrywka. Ja też chcę się tam przenieść, chcę tam funkcjonować. Także nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Emisja w TV:
Śpiewajmy razem. All Tohther Now
środa 20.30 Polsat

/towideo.pl/embed/NTYyMTk=

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki