Uśmiech pomógł mi w życiu

2009-10-19 3:00

Małgorzata Zajączkowska była jedną z faworytek do Oscara za rolę w filmie "Wrogowie, historia miłości". Reżysera Paula Mazursky'ego tak zauroczył jej uśmiech, że bez wahania postanowił zaangażować aktorkę z Polski.

- Podobno w dzieciństwie chciała pani zostać chirurgiem?

- Tak, i to bardzo. Ale żeby nie ćwiczyć na WF-ie, masowo brałam udział w szkolnych spektaklach. Tak zaczęła się moja fascynacja aktorstwem.

- Jest pani szczęściarą. Zdążyła pani wyjechać do Paryża tuż przed wybuchem stanu wojennego, a gdy nadszedł czas powrotu do kraju, zadzwoniła do pani Agnieszka Holland z propozycją roli...

- To był szczęśliwy zbieg okoliczności. Zresztą niejedyny. Stypendium Forda, rola u Wajdy w "Dantonie", stypendium na New York University. Być może, gdyby nie sprawy rodzinne, do dziś grałabym w Ameryce. Ale tak się ułożyło moje życie, że po rozwodzie wróciłam do kraju.

- Było pani żal opuszczać Stany Zjednoczone?

- Teraz na pewno nie żałuję. W końcu cały czas coś robię, gram, piszę, tłumaczę, przygotowuję różne projekty artystyczne. Zajęta jestem od rana do wieczora. Lubię pracować, bo robię to, co kocham.

- Żałuje pani, że nie została chirurgiem?

- Teraz już na pewno nie. Aktorstwo mam chyba we krwi. W dodatku jestem w czepku urodzona, bo ludzie, z którymi mam do czynienia, są wspaniali, życzliwi i pogodni.

- Wszyscy? Przecież to niemożliwe...

- Nawet jeśli nie od początku wszyscy są do rany przyłóż, to takimi się stają. Tylko trzeba z nich to dobro wydobyć. No i tu przydaje się uśmiech, który nieraz pomógł mi w życiu.

- Z natury jest pani taka pogodna, czy to wyuczona aktorska maniera?

- Z jednej strony mam wrażenie, że optymizm to coś, z czym się człowiek rodzi, co ma w genach. Z drugiej, ponoć można nad tym popracować. Ja chyba urodziłam się z pozytywnym nastawieniem do świata. Ale oczywiście, jak każdy, miewam chwile zwątpienia.

- I co wtedy...

- Mówię sobie, że przecież dam sobie radę, bo nie ma innej możliwości. Zawsze wierzę w to, że na końcu drogi jest rozwiązanie. I spieszę, żeby do niego jak najszybciej dotrzeć.

- Zgodnie z zasadą "cel uświęca środki"?

- Nie. Ale potrafię być uparta.

- A czy pani syn upór odziedziczył po mamie?

- Mój Marcel jest tak samo pogodny i tak samo konsekwentnie dąży do celu jak ja. I moim skromnym zdaniem to on, nie ja, ma najpiękniejszy uśmiech na świecie!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki