"Mamona to przekleństwo show-biznesu" - pisze w swojej książce o historii zespołu Konrad Wojciechowski. Początkowo nawet nie było o co się kłócić. Choć grupa podbiła całą Polskę swoimi nieśmiertelnymi do dziś przebojami, zarabiała grosze. - Za nagranie utworu "Nie płacz Ewka" dostałem dziewięćset złotych. W restauracji "Rusałka" mój kolega dostaje za każde wykonanie tysiąc, bo gra na zamówienie - ujawnił w 1985 roku Hołdys. Grzegorz Markowski (72 l.) policzył, że na pierwszej płycie Perfectu z 1981 roku zarobił siedem tysięcy sześćset złotych, a średnia krajowa wynosiła wówczas około cztery tysiące.
NIE PRZEGAP: Perfect wraca z nowym wokalistą! Wiadomo, co z Grzegorzem Markowskim. "Zazdrości nam"
Muzycy byli też okradani na własnych koncertach.
Wychodzę na scenę, bilety po dwieście, dziesięć tysięcy ludzi i prosty zysk z koncertu - dwa miliony. A ja za jeden koncert najpierw miałem czterysta, potem siedemset złotych! A ludzie sądzą, że z tego coś mam. Ludzie, gówno prawda!
- grzmiał Hołdys w czasach, gdy po epoce Gierka państwo zgarniało większość zarobków artystów.
"Narobili się wszyscy, zarobił jeden"
W latach 80. Zbigniew Hołdys odszedł z zespołu, a ten na kilka lat zawiesił działalność. Reaktywacja nastąpiła w 1987 roku podczas dwóch koncertów - w Hali Olivia w Gdańsku, katowickim Spodku i na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Wszystkie zostały zarejestrowane. Do nagrań pierwszego występu z Trójmiasta prawa mieli wszyscy członkowie zespołu. Został on wydany na płycie i każdy z muzyków powinien na tym zarobić. Ale Hołdys zrobił kolegom niezłego psikusa. Koncert z Hali Olivia został podpisany na płycie jako występ ze Stadionu Dziesięciolecia, a do tego akurat reszta muzyków praw nie miała. Obłowił się tylko Hołdys.
Zespół i menedżer Perfectu posądzili Hołdysa o działanie niezgodne z prawem. Narobili się wszyscy, a zarobił tylko jeden. Markowski mówi, że ze sprzedaży tych płyt nie zobaczył ani grosza. A były menedżer Perfectu, mieszkający w Kanadzie Seweryn Reszka, napisał w tej sprawie publiczną skargę. Jego zdaniem działania Hołdysa nosiły znamiona piractwa fonograficznego
- czytamy w książce "Perfect. Bo idole po to żyją".
ZOBACZ TAKŻE: Niepokojące wieści od Grzegorza Markowskiego. Już nie zagra. "Tak widocznie musiało być"
"Mój były przyjaciel nie tylko mnie zdradził, ale i okradł" - grzmiał w oświadczeniu Reszka. "Prokuratura wezwała Hołdysa. On się nie stawił i doprowadziła go na przesłuchanie policja. Wtedy chyba zrozumiał, co zrobił, i jednocześnie nas serdecznie znienawidził" - ujawnił były agent.
Fajni koledzy?