Wróżbita Maciej specjalnie dla Super Expressu: Nie jestem sługą szatana!

2016-03-25 3:00

Wróżbita Maciej, czyli Maciej Skrzątek, jest najsłynniejszym wróżbitą w Polsce. Urodził się w Wałbrzychu, teraz mieszka w Warszawie. Tylko "Super Expressowi" zdradza nieznane fakty ze swojego życia.

Wróżbita Maciej

i

Autor: Archiwum serwisu

- Skąd pasja do wróżenia, skąd ten dar?

- Nic nie dzieje się przypadkiem. Gdy miałem 17 lat, niby przypadkowo poszedłem z moją śp. mamą do wróżki. Ona kładła zwykłe karty, których używa się też do gry. Tylko towarzyszyłem mamie, ona była uzależniona od wróżek. Do tej kobiety chodził cały Wałbrzych. Położyła karty także mnie i zafascynowało mnie, że w kilkunastu kartach można zobaczyć czyjeś życie. Niewiele rzeczy, które powiedziała, się sprawdziło. Chociaż powiedziała mi, że będę miał dużo pieniędzy (śmiech). Ale to też jest pojęcie względne.

- A jak ludzie pana odbierają?

- Często ludzie myślą, że tarocista jest sługą szatana, a tarot to dzieło szatana. Ludzie myślą, że tarot to czarna magia. A musimy sobie uzmysłowić, czym są te dwie kwestie. Czarna magia to współpraca z szatanem, do której używa się różnych atrybutów, np. włosów, krwi, po to, by wykonać jakiś rytuał, który ma komuś zaszkodzić. Tarocista takimi rzeczami się nie zajmuje. Powiedziałem kiedyś, że kiedy tarocista zacząłby szkodzić i współpracować z nieczystymi duchami, tarot by się od niego odwrócił. Tarot to przyjaciel, to udzielenie pomocy drugiemu człowiekowi. Dzięki moim kartom ludzie znajdują pracę, poznają miłość, wychodzą z chorób i przede wszystkim wiedzą, co dalej robić ze swoimi problemami.

- Dlaczego inni wróżbici pana nie lubią?

- Bo jestem trochę takim wyrzutem sumienia. Często mówię w telewizji, że wróżka autentyczna ma położyć karty i mówić sama z siebie. Jeśli dopytuje, to znaczy, że nie jest w stanie zobaczyć czegoś w kartach. A jeśli tego nie widzi, to jaką mamy pewność, że jest w stanie zobaczyć czyjąś przyszłość? To całe uzdrawianie przez ekran telewizora to też wielka ściema! Jedna pani wróży z jajek... A wróżbita, który był zamieszany w pornoaferę, podawał numery totolotka. To jest show, żeby nabrać ludzi. Poza tym jestem praktycznie jedyną osobą, która przynosi duże dochody stacjom ezoterycznym, co budzi zazdrość innych. Nie muszę robić z siebie głupka w telewizji bądź wymyślać jakichś cudów, by spowodować, żeby ludzie do mnie dzwonili. Kładę tylko karty, a ludzie i tak dzwonią.

- Jak pan reaguje na zawiść?

- Na pewno jestem silniejszy. Zawsze mnie motywowała, żeby coś osiągnąć. I uodporniłem się na to wszystko. Mam silny charakter i taki trzeba mieć, by osiągnąć sukces w mediach i mojej branży, która jest bardzo nierozumiana. Nie kryję się z zarobkami i fajnym życiem na poziomie. Jak mam fajny zegarek, to go pokazuję. Przez to też robię sobie wrogów. Do tego jestem pewny siebie, a ludzie nie lubią takich osób. Zobaczcie Dodę - też wiele osób straciła, bo wali prawdę prosto w oczy i jest bardzo szczera. Takie cechy powodują, że kocha się nas albo nienawidzi.

- Kiedy był pan dzieckiem, miał pan poważne problemy ze zdrowiem. Lekarze straszyli pana wózkiem inwalidzkim?

- Kiedy byłem mały, zdiagnozowano u mnie martwicę guzowatą piszczelową. To jest choroba wieku dziecięcego. Pewnego dnia zjeżdżałem rowerem po schodach, przewróciłem się i uderzyłem kolanem o ziemię. Było to prawe kolano, które potem strasznie spuchło, pojechałem z mamą na pogotowie, zrobiono mi zdjęcie. Lekarz mówi, że oprócz spuchnięcia jest coś w środku, czyli choroba. I dzięki temu wypadkowi wykryto tę chorobę, bo tak nie byłem świadom tego, że coś nie gra. Groził mi wózek inwalidzki. Zabronili mi wtedy ćwiczyć na WF-ie i nie ćwiczyłem. Lekarze dali mi warunek i powiedzieli, że albo będę ćwiczył i grozi mi wózek, albo nie będę ćwiczył i będę chodził. To było w okresie dziecięcym, teraz już mogę ćwiczyć.

- Marzył pan kiedyś, żeby być sławnym?

- Nie będę kłamał. Kiedyś tak, marzyłem żeby być sławnym. A kto o tym nie marzy? A teraz to trochę w życiu przeszkadza, bo nie mam prywatności. Wszyscy ludzie mnie poznają na ulicy, prosząc o wspólne zdjęcia i autografy. Ostatnio nawet pani, która sprząta, mówi mi "dzień dobry" i od razu pyta, czy jej karty rozłożę. To miłe, ale też męczące. To tak jakby prosić piosenkarkę, żeby nam zaśpiewała.

- Nie boi się pan, że właśnie przez rozpoznawalność tę miłość może być trudniej spotkać?

- Niestety, tak jest. Dużo ludzi wyczuwam jako interesownych. Osobie znanej w ogóle trudniej o przyjaciela. Ja nie mogę powiedzieć, że mam wielu przyjaciół. Nawet jest takie powiedzenie, że "przyjaciół poznaje się w sukcesie, bo jeśli mogą go znieść, to są przy tobie nadal". A w niepowodzeniach będzie każdy, bo to ich buduje. Nieprzyjaciół się poznaje w biedzie - bo ludzie cieszą się naszym nieszczęściem. Jak rozpocząłem pracę w radiu, to tylko 2 osoby mi tego pogratulowały, dwie takie bliskie. Staram się nie przejmować ludźmi, którzy mi źle życzą czy są zazdrośni.

- A myślał pan o założeniu rodziny?

- Nie mam czasu. Żeby realizować się na polu uczuciowym, musiałbym mieć czas. A jak ja nie mam czasu, by spać, to jak mam mieć czas na miłość? Pracuję codziennie. Do czwartej nad ranem w telewizji, od piątej rano muszę być w radiu, gdzie prowadzę audycję. Śpię nieregularnie.

- Wróży pan sobie sam?

- Zdarza mi się, ale nie pytam o swoje zdrowie, bardziej wróżę na pracę, na wywiady. Często wpływam na swój los.

Zobacz: Kosmiczne ZAROBKI Wróżbity Macieja. Za pół godziny bierze nawet...NIE UWIERZYSZ!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki