Zbigniew Rabiński: Pokochałem Annę German od pierwszego wejrzenia

2011-02-14 3:00

Była dla mnie aniołem. Uważałem ją za przyjaciółkę. Zmieniła moje życie o 180 stopni - tak Zbigniew Rabiński (54 l.) wspomina swoją idolkę, Annę German (+46 l.). Gdyby żyła, dziś ta wielka artystka, którą znamy z takich przebojów jak "Człowieczy los" czy "Greckie wino", kończyłaby 75 lat.

Pierwszy raz zobaczyłem Annę w listopadzie 1969 r. w programie Ireny Dziedzic, piękną, posągową kobietę o cudownym głosie. To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Totalne zauroczenie, jak miłość od pierwszego wejrzenia. Miałem 12 lat...

Dwa lata później, w listopadzie, przyjechała z koncertami do Torunia. Dowiedziałem się więc, gdzie zamieszka. To był orbisowski hotel Kosmos, wtedy najlepszy w mieście. Było mroźno, śnieżno. Kilka godzin czekałem na nią po przeciwnej stronie hotelu. Wreszcie się pojawiła. Nie miała niczego na głowie - prócz jasnych włosów, które opadały jej na kożuch. Wyglądała niczym anioł... Podbiegłem, a ona... gdy zobaczyła smarkacza zmarzniętego jak sopel lodu, który mówi, że uwielbia ją i jej piosenki, ogarnęła mnie ręką. A potem zabrała do busu, którym wraz z zespołem jechała na koncert. Tego dnia zostałem na wszystkie trzy jej występy...

Dziś zrozumiem, że gdyby miała więcej takich fanów, to byłoby to uciążliwe. Ale gdy człowiek jest młody, jest odważny, butny, nie myśli realnie. W 1972 r. zaprosiła mnie na koncert dla dzieci do Sali Kongresowej, w końcu dała mi swój adres, numer telefonu.

Odwiedzałam ją w warszawskim mieszkaniu wielokrotnie. Była osobą niezwykle skromną. Wraz z mężem i synem mieszkali w niewielkim mieszkaniu, w wieżowcu, może miało z 50 metrów. A balkon był taki, że mogła rozwiesić na nim dwa sznureczki z wypranymi ubrankami dziecka.

Gotowała, robiła zakupy. Pamiętam jej herbatę z rodzynkami i ryż z musztardą. Kiedyś powiedziała mi, że nie jest żadną gwiazdą, bo żyje tak samo, jak inne kobiety, tylko ma to szczęście, że robi to, co kocha. A przecież to ona pierwsza wystąpiła w San Remo, w Olimpii, na targach płytowych Cannes, jako jedyna Polka dostała Oskara Sympatii...

Dlaczego Anna German pozwoliła mi się do siebie zbliżyć? Miałem bardzo trudną sytuację rodzinną, bałem się każdego dnia, jutra. Byłem strasznie zakompleksiony. Ona miała dla mnie serce, delikatność, dawała mi wsparcie. Nie boję się powiedzieć, że kontakt z nią zmienił moje życie o 180 stopni. Uwierzyłem w siebie, zająłem się muzyką, robiłem audycje dla radia, dziś jestem menedżerem.

Ostatni raz widziałem Annę w kwietniu 1980 roku. Pojechaliśmy na koncerty do Pałacu Zjazdów w Moskwie. Sala była pełna, łącznie z korytarzami. Miała taki pomysł, byśmy zaśpiewali razem. Ale pod koniec jednego z koncertów zasłabła. Ukłoniła się i nie mogła zejść ze sceny. Już wtedy bardzo chorowała. Zaczęło się w 1979 roku, gdy zobaczyła zmianę na plecach, na skórze. Miała przerzuty... Wiele razy leżała w szpitalu, wierzyła, wszyscy wierzyli, że wyzdrowieje. Że Bóg po tym wypadku samochodowym we Włoszech, który miała w 1967 roku, da jej drugą szansę. Nie wyzdrowiała. Był sierpień 1982 roku, pisałem w domu tekst o niej, bo właśnie obchodziła 20. rocznicę pracy artystycznej, i nagle w radiu usłyszałem: W wieku 46 lat zmarła Anna...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki