Gwiazdor "07 zgłoś się" śpiewał dla Hitlera, robił bimber. Straszna choroba, amputacja nogi. Tak wygląda grób Zdzisława Kozienia [WIDEO]

2021-03-25 6:09

Zdzisław Kozień (+73 l.) urodził się w Krakowie, gdzie spędził dzieciństwo i młodość. Miał pięcioro rodzeństwa i razem z rodziną mieszkał w suterenie głownego budynku Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie jego ojcie był woźnym. Przed wybuchem II wojny światowej śpiewał w chórze dziecięcym. Podczas pobytu we Włoszech wykonywał utwory przed zięciem Benito Mussoliniego (+61 l.) i samym Adolfem Hitlerem (+56 l.), który uścisnąl mu nawet dłoń.

(Nie)zapomniani. Zdzisław Kozień

i

Autor: INPLUS/EAST NEWS Kto za, serial telewizyjny

Trudny czas wojny

W czasie okupacji zaczął występować w amatorskich teatrach. Pieniądze miał dzięki wolumenom, które udało mu się sprzedać w antykwariacie. - Kiedy Niemcy aresztowali wykładowców UJ i zapakowali do skrzyń wartościowe uniwersyteckie książki, woluminy, to ojciec trochę im tego podkradł - zdradził jego syn Henryk Kozień, w jednym z wywiadów. Jego dwaj bracia - Jan i Henryk, którzy byli piłkarzami Cracovi, zginęli w Auschwitz. On sam uniknął aresztowania, bo miał na sobie zniszczone i brudne ubranie. Niemcy którzy przyszli go jego mieszkania, stwierdzili, że tego "brudasa" nie biorą. Prawdopodobnie bali się tyfusu. By utrzymać matkę i siostrę pracował w handlu rybami. Zdarzało mu się, że sam pakował na samochód 120-kilogramowe beczki. Był też kreślarzem na kolei. Siła przydała mu się później w grze w teatrze, gdzie potrafił podnieść nawet kasę pancerną ważącą 200 kg!

Praca aktora

Jeszcze w czasie wojny, gdy został żołnierzem, trafił na scenę Wojska Polskiego. Potem zaczął grać w Teatrze Kolejarza. Od 1953 roku z przerwą dziesięcioletnią na pracę w teatrach wrocławskich, związany z Rzeszowem, gdzie występował w w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej. W 1958 roku debiutował w filmie jako Ulek w nagranym w Bieszczadach westernie "Rancho Texas". Potem na długie lata zapomniany. Na duży ekran powrócił w brawurowej roli w filmie "Skazany" (1976) w reżyserii Andrzeja Trzosa Rastawieckiego (+85 l.). Za rolę męską u boku Wojciecha Pszoniak (+78 l.) otrzymał nagrodę na festiwalu w San Sebastian, pokonując samego Gregory Pecka (+87 l.). To otworzyło mu drzwi do kariery. Wkrótce potem otrzymał propozycję gry w serialu "07 zgłoś się", gdzie wcielił się w postać porucznika Antoniego Zubka. Ta kracja przyniosła mu największą rozpoznawalność. Potem była jeszcze znacząca rola króla Zygmunta Starego w serialu "Królowa Bona" oraz nakręconym dwa lata póżniej filmie "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny". Gra władcy z dynastii Jagiellonów nie była dla niego przyjemnością. Na planie musiał wysłuchiwać pretensji Aleksandry Śląskiej (+63 l.), która uważała go za III ligę aktorską. Aktor nie krył do niej niechęci i nazywał ją małpą. Kozień wystąpił także w takich produkcjach jak "Wściekły", "Pan na Żuławach", czy "Dom". Za rolę w "Szaleństwach panny Ewy" (1986) otrzymał nagrodę na festiwalu filmów dla dzieci i młodzieży w Poznaniu. Po raz ostatni zagrał w 10 lat przed śmiercią w filmie "Akwen Eldorado". - Jestem normalnym człowiekiem, bez kompleksów i syfonu w głowie. Aktorstwo zostawiam w garderobie, nigdy nie gram na ulicy. Wiem, że z aktorami pod tym względem bywa rozmaicie. Mnie na tym nie przyłapiecie. Dlatego, że taki po prostu jestem - mówił o sobie.

Żartował z własnej choroby

Hodował papugi, dla których budował klatki. Jeden z ptaków utopił mu się w... rosole. Pędził także bimber, którego fanem był Bronisław Cieślak (78 l.), czyli serialowy porucznik Sławomir Borewicz. Po zawale musiał zrezygnować z palenia papierosów, których był nałogowcem. Potrafił wypalić trzy paczki dziennie. - Jeśli w Rzeszowie występowały braki w zaopatrzeniu, potrafił wsiąść w samolot, polecieć do Warszawy i przywieźć walizkę fajek - mówił jego syn. Był także wielkim fanem wędkowania. Podczas wyprawy na ryby z póżniejszym gwiazdorem "M jak miłość", zapamiętał pewną historię, którą przekazał potem synowi. - Pojechał na ryby z kolegami, wśród których był znany aktor Witold Pyrkosz. Ryby były zakrapiane. Pyrkosz tak się upił, że zasnął. Gdy się ocknął, popatrzył błędnym wzrokiem i stwierdził: "Żona mnie zabije. Woda mi się w wannie przelała!". Był nad rzeką i uroił sobie, że to woda w wannie… - wyjawił Henryk Kozień. Żarty trzymały się go nawet jak ciężko chorował. - Był typem choleryka. Kiedy się zdenerwował, potrafił strasznie krzyczeć, ale dosłownie za moment był jak do rany przyłóż. Był niezwykle wesoły i dowcipny. Zresztą to dość specyficzne poczucie humoru nie opuszczało go do samego końca. Żartował nawet na temat własnych chorób. Kiedy był na stole operacyjnym, anestezjolog powiedział mu, że teraz zrobi zastrzyk, po którym będzie się mu kręcić w głowie. Na to on, że jemu zaczyna się kręcić dopiero po trzeciej secie - mówiła jego druga żona, Monika, którą poślubił w szpitalnej kaplicy. Była od niego młodsza aż o 24 lata. Pierwsza żona aktora, Janina, zmarła w wieku 51 lat w 1982 roku. Miał z nią synów - Jana i Henryka, którzy odziedziczyli imiona po jego zamordowanych braciach. Zdzisław Kozień w ostatnich latach życia cieżko zachorował na nowotwór. Po amputacji nogi poruszał się na wózku inwalidzkim. Został pochowany w grobie pierwszej żony na Cmentarzu Wilkowyja w Rzeszowie. Przed śmiercią chciał jeszcze zjeść karpia w galarecie. Niestety synowi nie udało się dowieść jedzenia na czas.

Za tydzień Paweł Królikowski (+58 l.)

Grób Zdzisława Kozienia

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki