Znana aktorka Beata Kawka zdradza ile naprawdę zarabia się w show-biznesie!

2014-01-24 17:24

O tym, że rodzime gwiazdy mogą zarobić krocie, pisze się niemal codziennie. Jednak czy dotyczy to całej branży? Otóż nie! Znana i utytułowana aktorka Beata Kawka (47 l.) obala ten mit i wskazuje, że ci aktorzy, którzy nie bywają na salonach, są skazani na głodowe stawki. Przy tej okazji dostało się popularnym gwiazdom seriali – Małgorzacie Sosze (34 l.), Ani Musze (34 l.) i nawet Małgorzacie Kożuchowskiej (43 l.).

 

Wszystko zaczęło się od pomysłów rządu, aby nałożyć na większość zarobków artystów składki ZUS. W środowisku zawrzało i posypały się gromy. Bo jeśli gwiazdy z pierwszych stron gazet mogą sobie na to pozwolić, o tyle dla większości pracujących w show-biznesie będzie to gwoździem do ich trumny. Wśród artystów dochodzi do podziału na dwa obozy...
– Dźwiękowcy, wokaliści, specjaliści od choreografii, scenografii, kostiumów, nagłośnienia, światła itd. itp. Myślicie, że to ludzie, którzy zgarniają „dużą bułę”, bo pracują z wielkimi nazwiskami? Nie, nie zgarniają. A jeśli nawet, to zdarza się to na tyle rzadko, że po podzieleniu pozostają im okruchy – rozpoczęła internetową batalię dziennikarka Paulina Młynarska (44 l.).
Nie trzeba było długo czekać, aby zareagowali aktorzy, którzy poświęcili się sztuce, a nie biegają za kontraktami reklamowymi. Pierwsza na barykady ruszyła Beata Kawka. Jest oburzona, iż prawdziwych artystów traktuje się tak jak celebrytów.
– Może czas wreszcie, aby zwrócono na nas uwagę i dowiedziano się, jakie są nasze wynagrodzenia. Nie Sochy, Muchy, Kożuchowskiej i innych, ale nasze. Moje, artystów, co nie celebrycą, tylko pracują nieregularnie. I często nie na etatach – napisała na swoim Facebooku Kawka. I trudno dziwić się jej zdenerwowaniu, skoro jest utytułowaną i nagradzaną aktorką, osobą oddaną teatrowi, mistrzynią dubbingu, a ostatnio również producentem i reżyserem. Aż trudno uwierzyć, że taka osoba nie może związać końca z końcem. W teatrach etat rzędu 1500 zł jest już sukcesem, a jak ktoś dostanie się do jakiejś produkcji filmowej, to otrzyma stawkę 4–5 razy mniejszą niż popularni aktorzy serialowi.

 

Wszystko zaczęło się od pomysłów rządu, aby nałożyć na większość zarobków artystów składki ZUS. W środowisku zawrzało i posypały się gromy. Bo jeśli gwiazdy z pierwszych stron gazet mogą sobie na to pozwolić, o tyle dla większości pracujących w show-biznesie będzie to gwoździem do ich trumny. Wśród artystów dochodzi do podziału na dwa obozy...

– Dźwiękowcy, wokaliści, specjaliści od choreografii, scenografii, kostiumów, nagłośnienia, światła itd. itp. Myślicie, że to ludzie, którzy zgarniają „dużą bułę”, bo pracują z wielkimi nazwiskami? Nie, nie zgarniają. A jeśli nawet, to zdarza się to na tyle rzadko, że po podzieleniu pozostają im okruchy – rozpoczęła internetową batalię dziennikarka Paulina Młynarska (44 l.).

Zobacz: Wiemy, ile zarabiają szafiarki. Nie uwierzycie!

Nie trzeba było długo czekać, aby zareagowali aktorzy, którzy poświęcili się sztuce, a nie biegają za kontraktami reklamowymi. Pierwsza na barykady ruszyła Beata Kawka. Jest oburzona, iż prawdziwych artystów traktuje się tak jak celebrytów.

– Może czas wreszcie, aby zwrócono na nas uwagę i dowiedziano się, jakie są nasze wynagrodzenia. Nie Sochy, Muchy, Kożuchowskiej i innych, ale nasze. Moje, artystów, co nie celebrycą, tylko pracują nieregularnie. I często nie na etatach – napisała na swoim Facebooku Kawka.

I trudno dziwić się jej zdenerwowaniu, skoro jest utytułowaną i nagradzaną aktorką, osobą oddaną teatrowi, mistrzynią dubbingu, a ostatnio również producentem i reżyserem. Aż trudno uwierzyć, że taka osoba nie może związać końca z końcem. W teatrach etat rzędu 1500 zł jest już sukcesem, a jak ktoś dostanie się do jakiejś produkcji filmowej, to otrzyma stawkę 4–5 razy mniejszą niż popularni aktorzy serialowi.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki