Żona Pyrkosza ze smutkiem wyznaje: Nie było mnie przy Witoldzie, gdy umierał

2017-04-28 17:43

Byli razem przez blisko 54 lata. Bez kryzysów, bez kłótni i cichych dni. Po śmierc i Witolda Pyrkosza (?90 l.) jego żona Krystyna (71 l.) nie może znaleźć sobie miejsca w domu. - Najchętniej położyłabym się obok męża, żeby nas razem pochowali - mówi we wzruszającej rozmowie z "Super Expressem". Przez ostatnie trzy tygodnie czuwała przy szpitalnym łóżku, gdy uwielbiany przez widzów aktor zachorował na zapalenie płuc. Ale niestety w krytycznym momencie, gdy odchodził, nie było jej przy nim.

Pani Krystyna nie ukrywa, że śmierć męża rozłożyła ją na łopatki.

- Jak ja sobie mogę radzić? Musiałam pozałatwiać te wszystkie pogrzebowe formalności. Od proboszcza, przez cmentarz. Ja nie wiem, co ja teraz zrobię. Najchętniej tobym się położyła obok męża i żeby nas razem pochowali. Ja się wykończę. Długo to nie potrwa - mówi ze smutkiem w głosie.

Nigdzie nie może znaleźć sobie miejsca w dużym domu.

- Mamy piękny ogród, ale co mi z tego?! Zostałam z pięcioma kotami i pięcioma psami, ale przynajmniej mam co robić, bo muszę dać im jeść - pociesza się.

Choć na śmierć swojego męża była przygotowana, pani Krystyna bardzo cierpi. Pan Witold spędził w szpitalu ponad trzy tygodnie. Jak się okazuje, w tym czasie serce aktora dwa razy przestało pracować, a potem przyszedł udar.

- Po prostu dostał zapalenia płuc. Pojechał do szpitala, leżał na OIOM-ie przez trzy tygodnie i trzy dni. Pojechał z zapaleniem płuc, a w szpitalu miał dwa razy zatrzymanie akcji serca. Jeszcze był świadom i wtedy nagle dostał udaru... To była kropka nad i - zdradza nam żona aktora. - Przez tydzień nie miał świadomości. Nie było z nim już kontaktu. Lekarze rozmawiali ze mną, wiedziałam, co się stanie... - urywa pani Krystyna.

Aktor zmarł w sobotę 22 kwietnia o godzinie 9 rano.

- Taki miałam poranek, że dostałam telefon ze szpitala. Nie było mnie przy nim. Ale z mężem już nie było kontaktu - wyjaśnia wdowa po wspaniałym aktorze.

Pusty dom i brak żartów męża doprowadza ją do łez.

- Spędziliśmy ze sobą prawie 54 lata. To jest szmat czasu. Bez żadnych afer, bez kryzysów! Bez rozstania ani na chwilę! - wyznaje pani Krystyna.

I choć teraz wszystko zostało na jej głowie, zdradza nam, że jest do tego przyzwyczajona.

- Ja byłam samodzielną kobietą przez całe życie. No, ktoś to musiał ciągnąć wszystko - od spraw organizacyjnych do życiowych. Wszystko było na mojej głowie, bo miałam artystę w domu. Zawsze dawałam sobie radę, a teraz się rozsypałam... Ale będzie dobrze, nie ma innej opcji, choć już niestety nie ma mi kto mówić: "będzie dobrze". Nie wiem... Nie wiem, czy mnie szlag nie trafi. Każde serce ma jakąś wytrzymałość. Choć mąż powtarzał, że ma serce jak dzwon, prawda? - żartuje pani Krystyna.

Pogrzeb Witolda Pyrkosza zgodnie z jego wolą odbędzie się w Górze Kalwarii. Aktor mieszkał niedaleko z żoną od ponad 20 lat. Msza żałobna w miejscowym kościele rozpocznie się w piątek o godz. 13.

Zobacz także: Witold Pyrkosz nie oglądał siebie w "M jak miłość"

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki