- Ewa Gorzelak zniknęła z ekranów, gdy jej półtoraroczny synek zachorował na nowotwór mózgu.
- Po miesiącach dramatycznej walki chłopiec wyzdrowiał, a aktorka założyła fundację „Nasze Dzieci”, by pomagać innym rodzinom.
- Dziś jej syn jest zdrowy, a Gorzelak mówi: "Nigdy nie wolno tracić nadziei – nawet z najciemniejszego miejsca da się wyjść do światła."
W 2006 roku Ewa Gorzelak usłyszała diagnozę, której nie zapomni nigdy – u jej półtorarocznego synka Rysia wykryto nowotwór mózgu. Z dnia na dzień porzuciła plany, zdjęcia, role i światła kamer. Cała jej uwaga skupiła się na jednym: ratowaniu życia dziecka.
„Syn umierał mi na rękach”
Tamte dni były dla niej prawdziwym koszmarem. Mały Rysio gasł w oczach, a lekarze nie dawali niemal żadnych szans na przeżycie.
On mi umierał na rękach. W pewnym momencie nie miał już siły płakać, tylko tak cichutko się skarżył. Prosiłam Boga, żeby szybciej go zabrał i skrócił cierpienie. Myślałam, że mi serce pęknie
– wspominała po latach w rozmowie z magazynem „Na Żywo”. Przez długie miesiące Ewa niemal nie wychodziła ze szpitala. Spała na krzesłach, trzymała synka za rękę i walczyła o każdy jego oddech. Lekarze robili, co mogli, ale rokowania były dramatyczne. W pewnym momencie pozostała już tylko wiara i nadzieja.
Cud jednak się wydarzył. Po skomplikowanym leczeniu i wielu miesiącach walki, Rysio zaczął wracać do zdrowia. "Po okresie rozpaczy trzeba było wstać i działać. Dziecko leczy się inaczej niż dorosłego – potrzebuje bliskości i nadziei" – mówiła aktorka w „Rewii”.
Kiedy trauma staje się siłą
Kiedy najgorsze minęło, Gorzelak wiedziała, że nie chce zostawić za sobą tamtego doświadczenia – chciała je przekuć w coś dobrego. Założyła fundację „Nasze Dzieci”, która pomaga małym pacjentom oddziałów onkologicznych oraz ich rodzinom. Fundacja nie tylko finansuje leczenie i rehabilitację, ale też dba o emocjonalne wsparcie rodziców – tych, którzy właśnie przeżywają to samo, co kiedyś Ewa.
Nigdy nie sądziłam, że będę prowadziła fundację. Ale dziś wiem, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być
– mówiła w jednym z wywiadów. Gorzelak i jej mąż, Zbigniew Dziduch, wciąż tworzą, ale na własnych zasadach. Prowadzą teatrzyk dla dzieci i angażują się w akcje charytatywne. Tęsknię trochę za sceną, ale dziś wiem, co jest naprawdę ważne – przyznała w „Dzień Dobry TVN.
Matka, która nie przestała wierzyć
Dziś jej syn ma już 22 lata, jest zdrowy i prowadzi życie zwyczajnego młodego człowieka. A Ewa Gorzelak wciąż powtarza, że jego historia to dowód na to, że nigdy nie można tracić nadziei.
Rysio jest przykładem, że nawet w najciemniejszej chwili może zdarzyć się cud
– mówiła ze wzruszeniem. Aktorka nie lubi wracać do tamtych dni, ale przyznaje, że to one nauczyły ją pokory, siły i wdzięczności. Choć przez chwilę była o krok od utraty wszystkiego, dziś potrafi mówić o tym z czułością i spokojem.
Ewa Gorzelak nie zagrała tej roli w żadnym serialu. Nie napisał jej żaden scenarzysta. Była to rola życia – matki, która stanęła oko w oko z bezsilnością, ale się nie poddała. Wygrała – i nie tylko dla siebie.