Ela Zapendowska: Do szkoły zdawałam pijana

2009-11-03 3:00

Ojciec namawiał ją, by zdawała na prawo, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Postanowiła zostać aktorką, ale i to nie wypaliło. W końcu postawiła na muzykę. Tylko "Super Expressowi" Elżbieta Zapendowska (62 l.) opowiada o swojej pasji i o "upojnym" egzaminie z rosyjskiego.

Mój pierwszy, oczywiście mało poważny, kontakt z muzyką to były eliminacje do Festiwalu Piosenki Radzieckiej. To był wbrew pozorom bardzo fajny festiwal - dawał młodym ludziom możliwość wypłynięcia z prowincji. Mówię to zarówno z pozycji uczestnika, jak i nauczyciela. Mnie występ poszedł marnie, bo nie pamiętałam tekstu i zaczęłam się wygłupiać.

Po maturze nie bardzo wiedziałam, czego chcę od życia. Ojciec namawiał mnie, żebym zdawała na prawo. Tak mnie przekonywał, że postanowiłam spróbować, ale gdy zobaczyłam pytania, to zrezygnowałam. Koleżanka powiedziała mi wtedy, że we Wrocławiu działa Studium Teatrów Aktorskich, do którego co prawda egzaminy się już odbyły, ale mogę spróbować dostać się jako wolny słuchacz. Dostałam się, a gdy po trzech miesiącach przyjechali dyrektorzy teatrów, aby nas zaangażować i ufundować stypendium, ja otrzymałam je jako pierwsza. Moim teatrem stał się teatr w Szczecinie. Niestety, zostałam wykreślona z listy studentów po tym, jak trzy razy nie podeszłam do jednego z ważniejszych egzaminów, jakim był egzamin z historii dramatu.

I znów musiałam zastanowić się, co będę robić w życiu. Z pomocą przyszła muzyczna pasja. Bo gdy byłam w liceum, miałam prywatne lekcje gry na fortepianie. I pomyślałam o powrocie do szkoły muzycznej. Dostałam się do niej dzięki protekcji kuzyna, który był tam profesorem. I wtedy po raz pierwszy wzięłam się porządnie do roboty. Miałam piękne stopnie - robiłam dwa lata w jeden rok. Stwierdziłam, że skoro udało mi się szybko zaliczyć szkołę średnią muzyczną, to wybiorę się na studia.

Egzaminy na Akademię Muzyczną w Warszawie poszły mi całkiem sprawnie. Ten z kształcenia słuchu zdałam w dwie minuty. Gorzej było z egzaminem z języka rosyjskiego. Na te same studia zdawał ze mną Ryszard Rynkowski. Czekając na ten pisemny z rosyjskiego, poszliśmy do knajpy Mazowia na ulicy Ordynackiej, żeby napić się wina. Zamiast kieliszków dostaliśmy duże gliniane dzbanki. Wróciłam na ten ruski i już wiedziałam, że egzamin będzie kompletną porażką. Na sali było strasznie gorąco, mnie kręciło się w głowie, a ja napisałam straszne bzdury. Udało mi się jednak zaliczyć ustną poprawkę i dostać pracę w Wojewódzkim Domu Kultury. I tak zaczęła się moja praca zawodowa, a zarazem hobby.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają