Mężczyzna dowiedział się, że jest ciężko chory w październiku zeszłego roku, tuż przed nagraniem świątecznego odcinka Rolnika. - Pracując w gospodarstwie przeziębiłem się, myślałem, że nic mi nie będzie, ale bardzo się pomyliłem – mówi. Na szyi wyczuł niepokojące zgrubienie i udał się z tym do lekarza. Tam dostał skierowanie do laryngologa, a ten w trybie pilnym wysłał go do warszawskiego szpitala MSWiA. - Chciałbym podziękować pani Annie, doktor, która zleciła kompleksowe badania i pilotowała mój przypadek. Okazało się, że to był ropień, który w dodatku pękł i mógł zalać pień mózgu – wspomina. Karetką na sygnale przewieziono go do kliniki w podwarszawskim Międzylesiu prosto na stół operacyjny. I tam znów miał szczęście, bo poszedł pod nóż odważnej chirurg. - Zwykle w takich przypadkach stosuje się tracheotomię, czyli przecięcie szyi w okolicach tchawicy, ale ta kobieta, pani doktor Justyna zrobiła to inaczej i jej zawdzięczam to, że nie straciłem głosu i znów będę mógł śpiewać w moim kościele - mówi wzruszony rolnik.
Okazało się, że to był ropień, który w dodatku pękł i mógł zalać pień mózgu
Jakby tego było mało, po powrocie do domu, znów okazało się, że niemal w tym samym miejscu pojawił się kolejny ropień. - I znów operacja. Mam nadzieję, że już ostatnia – usłyszeliśmy od Waldemara, który właśnie leży w szpitalu. Głos na szczęście miał ten sam – ciepły, męski, spokojny. Mimo dramatu, rolnik nie traci pogody ducha i mile zaskoczony jest tym, że tyle osób poznaje go z programu. - "Rolnik szuka żony" ma ogromną siłę, a wspomnienia z planu rozweselają pacjentów z sąsiednich łóżek. I jako ten rozpoznawalny rolnik chce powiedzieć wszystkim: nie lekceważcie przeziębienia i badajcie się, jeśli czujecie niepokój. Z małego „deszczu” może być wielka burza. Ja mogłem stracić życie – apeluje.