Beata Szałwińska, światowej sławy pianistka: Uniesienia można mieć nawet podczas koncertu

2019-11-22 4:21

Beata Szałwińska to znana polska pianistka, na co dzień mieszkająca w Luxemburgu, obdarzona wielką muzyczną osobowością. Od wielu lat odnosi sukcesy na międzynarodowych scenach, a jej fani przeżywają namiętne uniesienia podczas pełnych pasji koncertów.

Muzyka to jest fantazja, rozbudzenie wszelkich zmysłów. Wyzwala adrenalinę, jest stanem fizycznego podniecenia. Taka właśnie jest dla Beaty gra na fortepianie… Każdy dźwięk przeżywa bardzo emocjonalnie. Często słyszy, że jest zmysłowa w swoim graniu.

- I taka po prostu jestem, tak to czuję – mówi z przekonaniem. - Jestem osobą, która życie odbiera bardzo silnie, zarówno w sferze emocjonalnej, jak i fizycznej – wyznaje „Super Expressowi”.

Muzyka klasyczna rozbudza w Beacie i jej fanach erotyczne fantazje. Nic dziwnego, przecież dobra muzyka jest właśnie po to, by poruszać ludzi, dawać im radość, wzbudzać emocje, wprowadzać ludzi w określony stan. Jej słuchacze są w każdym wieku – nawet po tych młodych widać zachwyt występami Beaty – szczególnie, gdy gra tango argentyńskie.

- To stereotyp, że muzyka klasyczna jest dla seniorów – twierdzi pianistka. - Wszystko jest zależne od tego, kto i jak gra… Powinniśmy wybierać koncerty artystów, którzy mają prawdziwy talent i dar przekazu swoich prawdziwych emocji i piękna.

Na pytanie czy zdarzyło się podczas koncertu dostrzec na widowni stan podniecenia, Beata Szałwińska odpowiada, że jak najbardziej, to się zdarza!

- Kiedyś, podczas jednego z moich koncertów na widowni siedział mąż z żoną, a po występie usłyszałam, jak mówi do pani z ogniem w oczach: Boże, jak ona gra, jak wygląda, jaka musi być namiętna… Taka sytuacja… Zdarzają mi się też propozycje małżeńskie od moich fanów… Moje koncerty często powodują u słuchaczy specyficzny rodzaj uniesienia. Gdy gram, jest to pewnego rodzaju striptiz – stoję na scenie jakbym była naga, pokazuję wszystko – i oczywiście jedni wyobrażają sobie więcej, inni mniej. Stan podniecenia jest w naszych głowach, uaktywnia się pod wpływem emocji. Ja, grając, jestem naga – i to bywa trudne… Czasem czuję strach, że ktoś mnie czymś zrani. Odkrywam serce, odkrywam to, co czuję. Każdy koncert jest dla mnie bardzo silnym przeżyciem. Oddaję wszystko za każdym razem, oddaję siebie...

Beata Szałwińska uważa, że jeśli ma się ochotę na seks, to wiek nie ma nic do tego. To jest sprawa naturalna, która jest związana z namiętnością między ludźmi, którzy mają ochotę się kochać. Pianistka mieszka na co dzień w Luksemburgu, gdzie odnosi międzynarodowe sukcesy. Obserwując tamto społeczeństwo zauważa, że choć jest to swoista Wieża Babel, dom dla wielu narodowości, gdzie wszyscy mówią w wielu językach, Luksemburczycy są dość mocno zdystansowani w sprawach seksu, co może wynikać z angielskiej edukacji. Z drugiej strony wymieszanie nacji wymusza konieczność dostosowania się do siebie nawzajem. Zdaniem Beaty w Polsce ludzie również są otwarci i namiętni, bo wszystko zależy od człowieka, nie tylko młodego. A jak dbać o kondycję, żeby w dojrzałym wieku mieć jeszcze siłę do czynnej pracy zawodowej i na wiadomo jaką aktywność fizyczną?

- Trzeba tańczyć! Taniec to jest niesłychane erotyczne doznanie. Taniec wpływa na wyzwolenie endorfin, pomaga pozbyć się wszystkich złych emocji, zapomnieć o stresie.

Taniec to wielka pasja Beaty Szałwińskiej, wprost to uwielbia! Zawsze stara się najpierw nauczyć tańczyć, żeby poznać i poczuć muzykę, którą potem gra. Tak jest teraz z flamenco.

- To wszystko jest dla mnie erotyczne, sensualne. To prawdziwa sztuka! Jak wychodzę na scenę – oddaję wszystko. Dlatego często po moich koncertach jestem tak wyczerpana – opowiada artystka.

Ponieważ Beata Szałwińska kocha tańczyć i rozmawiać, nic dziwnego, że ma niejednego tajemniczego wielbiciela. Lubi, gdy podrywają ją mężczyźni z klasą.

- Przede wszystkim interesują mnie mężczyźni nietuzinkowi, tacy, którzy mają silną osobowość i coś do powiedzenia. To jest dla mnie inspirujące - dodaje.

Otrzymuje różne prezenty, kwiaty, co traktuje jako miłą oznakę sympatii i uwielbienia. Uważa, że to wszystko sprawka muzyki, która wyzwala w nas zachwyt, wzbudza emocje, nad którymi często tracimy kontrolę, wprowadza w stan ogólnego uniesienia.

- Ludzie mają fantazje, a artysta jest po to na scenie, by tę fantazję im dać i ofiarować chwilę spełnionego marzenia. I to są bardzo silne, pobudzające bodźce, działające w dwie strony.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki