Ostatnio Marek Migalski, znany politolog, komentator, znawca polityki, a przed laty europoseł, wyznał, że mierzy się z poważnymi kłopotami zdrowotnymi. Nie zamierzał ukrywać tego, co się z nim dzieje, w mediach społecznościowych napisał: - Mam raka jelita grubego. Pojutrze czeka mnie operacja usunięcia dużej części esicy. Ten wpis jest po to, żebyście uniknęli mojego losu. (...) To złośliwy nowotwór, ale o niskiej emisyjności (low grade) i wykryty na dość wczesnym etapie. Jest więc szansa, że po operacji, rehabilitacji i chemii, za kilka miesięcy wrócę do dawnego trybu życia i będę jedynie monitorował, czy nie mam w swoim jakże bogatym wnętrzu jakiegoś nowego ogniska rakowego. – przekazał.
Politolog jest już po operacji, ale te trudne wydarzenia związane ze zdrowiem sprawiły, że inaczej zaczął patrzeć na pewne sprawy. W najnowszym wpisie odniósł się do obecnej sytuacji. Otwarcie przyznał, że od momentu, gdy dowiedział się o chorobie, coś się w jego głowie zmieniło. Jak wskazał chodzi o sprawy prywatne, ale też te, które dotyczą jego publicznej działalności.
(..) Od momentu rozpoznania u mnie nowotworu wiele zmieniło się w mojej głowie i jeśli wyjdę z tego cało, dalsze życie będzie wyglądało nieco inaczej, niż do tej pory. W większości chodzi o sprawy osobiste, więc nie będę o nich pisał, ale jest jedna, która dotyczy mojej publicznej roli. Otóż doszedłem do przekonania, że dotychczas byłem zbyt ostry w swych politycznych komentarzach i niechcący przyczyniałem się do wzrostu złych emocji, na które wszyscy tak narzekamy. I to właśnie będę chciał zmienić - jeśli w ogóle wrócę do starego „fachu” - szczerze wyznał Migalski.
Jak podkreślił, co prawda nie zrezygnuje z ironii i sarkazmu, które nieraz najlepiej opisują polityczną rzeczywistość, ale: - (...) postaram się być łagodniejszy w ocenach ludzi, widzieć w nich także dobrą wolę. Więcej zatem będzie w moich opiniach zimnej analizy sytuacji, a zarazem ciepłych ocen ludzi - zapowiedział. Dodał, że uświadomiłem sobie, że ruch w mediach społecznościowych (w kontekście politycznym) wywołują: - (...) fanatycy, frustraci, trolle i boty. To oni sprawiają wrażenie, że „społeczeństwo jest niemiłe”, narzucają agresywny styl komunikacji, odwołują się do naszych najgorszych instynktów, posługują się hejtem. Natomiast większość z nas, zwolenników KO, PiS, Konfy, Lewicy czy innych partii jest normalsami, miłymi, współczującymi ludźmi (w moim przypadku jedynie 1-2% komentujących mój wpis o chorobie życzyło mi, bym zdechł w męczarniach🤪).
Migalski zauważył też, że dużo w naszym życiu społecznym "jadu, nienawiści" , a on nie chce dokładać do tego jeszcze czegoś od siebie. Politolog nie wie, czy podoła wyzwaniu, które sobie narzucił: - Łatwo nie będzie, bo każdego ciągnie do „zaorania” przeciwnika, błyśnięcia złośliwą uwagą, dołączenia się do kolejnej internetowej gównoburzy. Ale obiecałem sobie, że w moim przypadku to już jest koniec. Sarkastyczny i „kontrowersyjny” nie przestanę być, ale wredny już owszem. Trzymajcie za mnie kciuki. I sami też spróbujcie - zachęcił internautów.