Podróż w czasach bez miejscówek
– Ponieważ moja mama miała trzy siostry, święta wielkanocne zawsze spędzaliśmy u jednej z nich – w Lublinie lub w Opolu Lubelskim – opowiada Joanna Senyszyn.
Z perspektywy dziecka to była wielka wyprawa. Z dzisiejszego punktu widzenia – niemal ekspedycja.
– To była cała wyprawa z Gdyni, bo wtedy nie było dobrych połączeń pociągowych. Jechałyśmy z przesiadką przez Warszawę, a do Lublina – bez miejscówek – trzeba było wręcz walczyć o miejsca - wspomina.
W tej wyprawie nie było jednak miejsca na narzekanie. Jechała z bliskimi: mamą, babcią, a także z psem. Nazywał się Szlemik. Dlaczego?
– Jechałam z mamą, z babcią i z moim psem, pekinczykiem Szlemikiem. Nazywał się tak, bo mama była zapaloną brydżystką. - opowiada ze śmiechem.
Pamięć o ludziach, którzy wtedy się uśmiechali
To, co najmocniej zapadło w pamięć profesor Senyszyn, to życzliwość ludzi. Coś, czego dziś coraz częściej brakuje, szczególnie w pociągach, w polityce, w mediach społecznościowych.
– Ludzie wtedy byli dla siebie życzliwi. Starsza pani, dziecko, pies – jakoś zawsze zdobywałyśmy miejsce - relacjonuje.
Ten prosty obraz ma w sobie coś magicznego. Dziś nikt nie pamięta, kto siedział obok. Ale pamięta się uczucie – że nie było się samym. Że ktoś ustąpił, podał rękę, uśmiechnął się. Na dworcu już czekali krewni. Święta zaczynały się właściwie od powitania na peronie.
„To moje pierwsze święta bez męża”. Senyszyn o stracie, miłości i politycznym testamencie
Święta świeckie, ale prawdziwe
Joanna Senyszyn nie ukrywa swojego światopoglądu. Od dzieciństwa nie chodzi do kościoła. Ale Wielkanoc miała w jej domu swoje stałe miejsce – choć z zupełnie innym znaczeniem.
– Babcia, która była bardzo religijna, szła do kościoła, a w domu – mimo że mama nie była wierząca – zachowywaliśmy tradycję: koszyczek, wspólne śniadanie. - mówi Senyszyn.
Tradycja nie oznaczała religijności. Oznaczała wspólnotę. Przestrzeń, w której każdy mógł być sobą, niezależnie od przekonań.
– Dzieci się bawiły, a dorośli mogli wreszcie spokojnie porozmawiać - dodaje z nutą melancholii.
Nie było oceniania. Nie było kłótni o politykę, wiarę, światopogląd. Byli ludzie, którzy się znali, kochali, szanowali. To wystarczyło.
Świąteczna lekcja ponad podziałami
W tej rodzinnej opowieści Joanny Senyszyn wybrzmiewa dziś coś więcej niż nostalgia. To polityczne przesłanie bez politycznego tonu – że Polska może być wspólna, mimo różnic. Że stół może łączyć, a nie dzielić. Święta z Szlemikiem i babcią to nie tylko wspomnienie. To model świata, za którym wielu dziś tęskni. To również symboliczna droga, która prowadzi Senyszyn aż do kandydowania w wyborach prezydenckich 2025. W czasach pełnych agresji i podziałów, jej historia przypomina o innej Polsce – tej ciepłej, codziennej, przy stole.
Rozmawiała Weronika Fakhriddinova
Poniżej galeria zdjęć: W takich warunkach mieszka Joanna Senyszyn
