Amantem to ja nie byłem

2009-05-19 7:00

Przystojny, elegancki i niezwykle szarmancki. Kochało go pół Europy. On sam jednak mówi skromnie: - Nigdy nie identyfikowałem się z amantami. Tylko nam Stanisław Mikulski, który niedawno skończył 80 lat, opowiada o fanach, o tym jak przed nimi się chronił. Zdradza też, które role cenił sobie najbardziej...

Nigdy nie przeklinałem i nie będę przeklinać momentu, kiedy zdecydowałem się zagrać Hansa Klossa w "Stawce większej niż życie". Bo taka rola zdarza się tylko raz w życiu. Dała mi ona wiele satysfakcji i przez wiele lat wielką popularność. Długi czas na przykład mogłem opalać się tylko leżąc na brzuchu, bo inaczej miałbym przechlapane wakacje. Wożono mnie po Polsce i zaprzyjaźnionych krajach, jak ja to mówię, na spotkania z "kibicami". Na Nepstadion w Budapeszcie przyszło prawie 100 tys. ludzi!

Sytuacja, którą szczególnie zapamiętałem? Mój pierwszy festiwal piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu, 1967 rok. Mieszkałem w hotelu w centrum miasta, amfiteatr był niedaleko. Tę drogę można było przejść w 10 minut, a ja, ponieważ hotel był oblężony przez fanów, pokonywałem ją w półtorej godziny. Któregoś dnia znaleziono sposób - wyprowadzono mnie do piwnicy, przez kotłownię na zaplecze. Tam już stała karetka pogotowia, która na sygnale zawiozła mnie do amfiteatru.

Ale dziś, z perspektywy czasu wiem, że Hans Kloss był jedną z ról - niekoniecznie najważniejszą. Dziś niektóre role teatralne wyżej sobie cenię. To prawda, zdobyłem kilka Złotych i Srebrnych Masek, ale myślę, że gdyby inny aktor dostał tę rolę, też by zyskał popularność, bo to była rola niosąca sympatię.

Nigdy nie identyfikowałem się z amantami, przystojniakami. Nie ukrywam, serial, ta postać zaciążyła na mojej przyszłości. Po niej film kinowy o mnie zapomniał. Zagrałem w dwu filmach po "Stawce...". Owszem, grałem w ZSRR, Czechach i Węgrzech, ale tu w Polsce reżyserzy bali się mnie obsadzać. Dlaczego? Przecież aktor, który zyskał sympatię grając w serialu, ma ogromne wzięcie. Był tylko jeden kierownik produkcji, który rozumiał warunki rynku, jak to działa. Zaproponował mi role w dwu filmach. Ale ja wtedy odmówiłem, bo dyrektor teatru pytał mnie, czy wreszcie wracam, czy nie. A potem ten kierownik produkcji wyemigrował.

W "Stawce..." miałem 270 zdjęciowych dni w ciągu półtora roku. Zarobiłem na samochód, ale nie na dom. Nadal mieszkam w bloku. Ale to nie tak, że żałuję, że chciałbym urodzić się 40 lat później. Może miałbym więcej, ale czegoś innego nie przeżyłbym i nie miał. Moim zdaniem aktor w każdych okolicznościach czuje się dobrze, jeśli ma coś do zrobienia, jeśli może grać...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki