Chciałbym jeszcze wrócić do teatru

2009-06-03 7:00

Gra w jednym z najpopularniejszych polskich seriali - w "Na Wspólnej". Jednak Mieczysław Hryniewicz (60 l.) marzy o tym, aby po wielu latach przerwy znów stanąć na deskach teatru. A potem zająć się... stolarką, od której tak całe życie uciekał.

- Pierwszego dnia w Paryżu poszedłem do Luwru, drugiego na giełdę finansową. A trzeciego do magazynu z artykułami metalowymi. Oglądałem: wiertarki, piły, opalarki. Rury miedziane i złączki. Oj, wtedy takiej techniki w Polsce jeszcze nie było. W Paryżu pracowałem przy ścianie, to znaczy pędzel do ręki, szpachla, papier ścierny. Malowałem, szpachlowałem. Zarabiałem też trochę na sztuce, w radiu France Internationale, w sekcji polskiej, trochę też w telewizji. Raz za oszczędzone franki kupiłem piec gazowy dla rodziców. Wtedy się spiąłem, pracowałem naprawdę ciężko. A tak to, przyznam szczerze, pracowałem dla przyjemności, czasem nawet pasożytowałem na plecach przyjaciół.

Byłem we Francji dwa lata, nigdy jednak nie przyszło mi do głowy tam zostać. Zawsze mówiłem: "Dlaczego mam zostać? Ja mam swój dom i kraj"...

Wróciłem. Na samochód, na mieszkanie nie zarobiłem. Za to dorobiłem się tego już w Polsce. Aktorstwo to piękny zawód, jeden telefon może zmienić całe życie człowieka. Tylko że ten telefon dostaje 2 proc. aktorów. Czy ja go dostałem? Tak, choć może przyszło to późno. Ale myślę, że nieszczęścia po mnie nie widać. Jakby tak popatrzeć, miałem szczęśliwe i udane życie.

Teraz...? Jak widzę ten pęd, powoli hamuję. Codziennie jedno marzenie mniej. Nieraz patrzę na listy płac na zakończenie filmu i mówię, że wygląda to jak apel poległych. Żartuję, że - jak mówił mój ojciec - powoli trzeba "przyzwyczaić się do drewna".

Proszę jednak mnie źle nie zrozumieć, w tym zawodzie nie myśli się o emeryturze. Bardzo chciałbym zagrać jeszcze w teatrze, ostatni raz na deskach stałem 10 lat temu.

Lubię swoją pracę, idę do niej bez stresu, z poczuciem, że jestem dobrze przygotowany, że nic złego nie może mnie spotkać. Mamy wspaniałą ekipę w "Na Wspólnej", to wielkie szczęście.

Życie zatacza koło. Odbudowuję warsztat stolarski, który należał do ojca. Taki bez jednego gwoździa, wszystko na drewniane gwinty. Stanie w Poznaniu, gdzie z żoną Ewą Strebejko, która jest malarką, scenografem i projektantką wnętrz, budujemy dom. Będzie w nim atelier z prawdziwego zdarzenia dla żony, a dla mnie warsztat stolarski.

Mam nadzieję, że już w przyszłym roku będę mógł sobie tam podłubać... Nie wiem, czy coś mądrego tu powiedziałem, nie nadaję się na bohatera i idola.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki