Boruja Nowa, wielkopolskie: Ciągle wjeżdżają w nasz dom

2010-07-05 4:45

To prawdziwy koszmar mieszkać w takim miejscu! Ilona (33 l.) i Szymon Olchowie (35 l.) z Borui Nowej (woj. wielkopolskie) drżą o życie swoje i swoich dzieci, bo co chwilę auta wjeżdżają im w dom. - Tak się nie da żyć! - mówi Szymon Olcha. Horror rodziny trwa już kilka lat. Małżonkowie czują, jakby mieszkali na trasie samochodowego rajdu, bo codziennie muszą znosić popisy amatorów szybkiej jazdy.

- Mieszkamy przy drodze wojewódzkiej na skrzyżowaniu trasy Nowy Tomyśl - Wolsztyn i tu nie ma żadnego ograniczenia prędkości - mówią i błagają o pomoc.

- Na razie mamy tyle szczęścia, że nikomu nic się nie stało, ale jak długo jeszcze?! - pytają przerażeni.

Ostatni wypadek tylko spotęgował strach mieszkańców małego domu. - Było po godzinie 22. Już szykowaliśmy się do spania, gdy nagle usłyszałam pisk opon i huk - opowiada pani Ilona. W tym momencie zatrzęsło całym domem. Kobieta zdążyła krzyknąć: "Boże, wypadek", a gdy wyjrzała przez okno, zobaczyła, że w dom wjechał sportowy ford. - Zanim auto uderzyło w nasz dom, skosiło jeszcze słup ogłoszeniowy i skrzynki pocztowe - opowiada pani Ilona.

Tym razem na szczęście nikomu nic się nie stało i co bardzo ważne, samochód nie wjechał do salonu. Bo i takie historie u Olchów się zdarzają. Ponad rok temu do pokoju rodziny z impetem wpadło osobowe audi. Kiedy auto uderzyło tuż obok bawiących się dzieci, licznik zatrzymał się na 150 km/h. Jak wyjaśnił kierowca, właśnie testował maszynę, którą chciał kupić w autokomisie. Rodzina długo zbierała się po tej tragedii. - Dom był zrujnowany - mówi pan Szymon. - To był prawdziwy koszmar - wspomina tamten dzień pani Ilona. Teraz dom Olchów nawet miejscowi strażacy nazywają "pechowym". - Nie stoi przecież przy samej drodze. Gdyby kierowcy jeździli rozważniej, nie byłoby tych wypadków - mówią małżonkowie i błagają zmotoryzowanych o rozsądek.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki