Ciało ostatniego GÓRNIKA z kopalni Mysłowice-Wesoła wydobyte! Ojciec wreszcie pochowa SYNA

2014-10-20 4:00

To był jedyny z górników, którego ratownikom nie udało się wywieźć na powierzchnię po wybuchu metanu na poziomie 660 metrów pod ziemią w Kopalni Mysłowice-Wesoła. Zawalone, spalone wyrobisko długo broniło się przed oddaniem jego ciała. Dopiero w nocy z piątku na sobotę ratownicy dotarli do Bogdana Jankowskiego (†42 l.).

Była godzina druga w nocy w sobotę. W mieszkaniu Franciszka Jankowskiego (65 l.), ojca poszukiwanego górnika, zadzwonił telefon. - Proszę przyjechać, znaleźliśmy Bogdana - usłyszał w słuchawce. Już po dwóch minutach był na miejscu. Stanął przy górniczej windzie. - Wybiły dwa gongi. Wyszli ratownicy. Nieśli worek z ciałem syna. Musiałem go zobaczyć. Myślałem, że się rozsypię... - opowiada zrozpaczony mężczyzna. Ratownicy przez 12 dni poszukiwali Bogdana Jankowskiego. Jego 36 kolegów udało się wydobyć na powierzchnię po wybuchu metanu, tylko on został pod ziemią. Stężenie gazu utrudniało jego poszukiwania, ale cały czas do wyrobiska tłoczony był tlen. - Byłem pogodzony z tym, że Bogdana już żywego nie zobaczę. Też jestem górnikiem i wiem, co oznacza zapalenie się metanu. A syn znalazł się w epicentrum tego piekła. Chciałem go pochować. Teraz odprowadzimy go na cmentarz - mówi pan Franciszek. - Syn dwa tygodnie przed śmiercią kupił motocykl - chopper, jego marzenie. Miał nim zjeździć pół świata. Nie zdążył - dodaje. Bogdan Jankowski zostawił żonę Joannę (38 l.) i córkę Aleksandrę (20 l.). Data pogrzebu nie została jeszcze ustalona. Także w sobotę złe wieści napłynęły z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Zmarł tam jeden z najciężej poparzonych w katastrofie górników. Tymoteusz K. (†32 l.) zostawił żonę i dwoje dzieci.

Zobacz też: Dramatyczny wypadek w częstochowie! Potrącił rodzinę na pasach

Zmarł z poparzenia

Tymoteusz K. (†32 l.) miał poparzone 84 proc. ciała. Od dłuższego czasu był w stanie krytycznym. Pracował w nadzorze kopalnianym. Pozostawił żonę i dwoje dziec

Była godzina druga w nocy w sobotę. W mieszkaniu Franciszka Jankowskiego (65 l.), ojca poszukiwanego górnika, zadzwonił telefon. - Proszę przyjechać, znaleźliśmy Bogdana - usłyszał w słuchawce. Już po dwóch minutach był na miejscu. Stanął przy górniczej windzie. - Wybiły dwa gongi. Wyszli ratownicy. Nieśli worek z ciałem syna. Musiałem go zobaczyć. Myślałem, że się rozsypię... - opowiada zrozpaczony mężczyzna. Ratownicy przez 12 dni poszukiwali Bogdana Jankowskiego. Jego 36 kolegów udało się wydobyć na powierzchnię po wybuchu metanu, tylko on został pod ziemią. Stężenie gazu utrudniało jego poszukiwania, ale cały czas do wyrobiska tłoczony był tlen. - Byłem pogodzony z tym, że Bogdana już żywego nie zobaczę. Też jestem górnikiem i wiem, co oznacza zapalenie się metanu. A syn znalazł się w epicentrum tego piekła. Chciałem go pochować. Teraz odprowadzimy go na cmentarz - mówi pan Franciszek. - Syn dwa tygodnie przed śmiercią kupił motocykl - chopper, jego marzenie. Miał nim zjeździć pół świata. Nie zdążył - dodaje. Bogdan Jankowski zostawił żonę Joannę (38 l.) i córkę Aleksandrę (20 l.). Data pogrzebu nie została jeszcze ustalona. Także w sobotę złe wieści napłynęły z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Zmarł tam jeden z najciężej poparzonych w katastrofie górników. Tymoteusz K. (†32 l.) zostawił żonę i dwoje dzieci.

Zmarł z poparzenia

Tymoteusz K. (†32 l.) miał poparzone 84 proc. ciała. Od dłuższego czasu był w stanie krytycznym. Pracował w nadzorze kopalnianym. Pozostawił żonę i dwoje dzieci

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki