Barbara Branicka-Wala oraz jej mąż Stanisław walczą o swoje wnuki od dwóch lat. - Mamy środki, przygotowany domek w Jasienicy pod Bielskiem, gdzie moglibyśmy się nimi opiekować. Tobias wkrótce nie będzie wiedział, skąd się wziął i do kogo należy. Jest pod opieką pań w związku partnerskim. Ma tam zostać do szóstego roku życia. Markus został przeniesiony ze zwykłego ośrodka do ośrodka dla upośledzonych. Jest zestresowany i spanikowany. W szkole miewał ataki paniki. Chcemy, żeby obaj dorastali w kochającej rodzinie - mówi pani Barbara.
Całe nieszczęście zaczęło się w połowie 2016 r. w Oldenburgu. Nieudany związek matki dzieci zaowocował interwencją niesławnego Jugendamtu. Niemieccy urzędnicy zdecydowali o zabraniu Markusa (9 l.) do ośrodka. Do matki i dziadków już nie wrócił. Dużo krócej był z rodziną Tobias (2 l.). Został odebrany trzy tygodnie po urodzeniu. - Mamy tylko jedno zdjęcie, gdzie są obaj bracia wraz z matką - mówi smutno babcia chłopców.
Jugendamt stosuje szykany. Z dziadkami i z mamą Markusowi nie wolno rozmawiać po polsku. Widzenia i kontakty są utrudniane. Jednak nie to jest najgorsze. - Naszym zdaniem jest ofiarą znęcania się i molestowania seksualnego. Na jego dziwne zachowania zwróciła uwagę moja córka, ale też ojciec dziecka - mówi pani Barbara. - Bardzo pomaga nam Ministerstwo Sprawiedliwości, ale wydaje mi się, że tutaj trzeba jakiejś nadzwyczajnej interwencji - dodaje.
Przed niemieckim sądem dziadkom pomaga Stefan Hambura. On także liczy na wsparcie polityków. - Republika Federalna Niemiec interweniuje w sprawie osób z podwójnym obywatelstwem niemieckim i tureckim na terenie Turcji. Bierzmy z niej przykład i dbajmy o tych Polaków na terenie Niemiec, którzy mają obywatelstwo polskie i niemieckie. Tutaj są naruszane prawa człowieka i prawa dziecka - mówi mecenas Hambura.
Zobacz także: Najbardziej przerażające zbrodnie w 2017 roku