Dramat w Łapach: Mojej rodzinie grozi głód!

2010-03-23 22:56

Łapy na Podlasiu umierają. Po tym, jak upadłość ogłosiły Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, jedyny duży pracodawca w mieście, z dnia na dzień pracę straciło 750 osób. Bardzo często jedyni żywiciele swoich rodzin. Teraz kończą im się pieniądze, rosną długi w bankach, nie płacą na czas rachunków, kupują coraz tańsze jedzenie...

- 30 lat pracowałem w ZNTK, a pracę straciłem z dnia na dzień - denerwuje się Henryk Budzisz (50 l.), który z żoną Heleną (45 l.), również bezrobotną, musi utrzymać trzy córki. - Jeszcze do września przysługuje mi 600 zł zasiłku, żona na razie ma pracę w ramach robót interwencyjnych i zarabia ok. 500 zł miesięcznie. Mojej rodzinie grozi głód! - załamuje ręce pan Henryk. Były suwnicowy od dawna nie widzi żadnych szans na znalezienie jakiejkolwiek pracy w mieście i okolicy, a sen z powiek spędza mu przyszłość córek. Najstarsza, Ewelina (21 l.), studiuje medycynę w Białymstoku: - Na szczęście dostałam 300 zł stypendium socjalnego i mam jeszcze szansę na naukowe - cieszy się dziewczyna. Dzięki temu rodzicom studentki będzie nieco lżej zadbać o los jej sióstr, tegorocznej maturzystki Joanny (19 l.) i uczącej się w szkole podstawowej Pauliny (10 l.).

Patrz też: Ile zarabiają prezesi ZUS, NFZ i ARMiR?

Naczynia połączone

- Miasto bankrutuje - mówił przed rokiem w "SE" Roman Czepe (54 l.), burmistrz Łap. Teraz widać to jak na dłoni. -- To działa jak naczynia połączone. Kiedy ludzie nie mają pieniędzy, to niewiele kupują. Na przykład kupią mniej chleba, więc pada piekarnia. Piekarz wtedy też nie ma pieniędzy i nie kupuje mięsa, a zatem znika masarnia, i tak dalej - tłumaczył burmistrz.


Sklepy świecą pustkami

Słowa szefa magistratu potwierdza Anna Baryńska (51 l.), która w Łapach prowadzi niewielki sklep spożywczy. - Ludzie zalegają z opłatami, nie płacą czynszów i nie mają co do garnka włożyć - łka kobieta i dodaje, że jej sklep od kilku miesięcy praktycznie nie przynosi dochodów: - Ustalam bardzo niską marżę, a czasem, żeby cokolwiek sprzedać, zostawiam cenę producenta - tłumaczy pani Anna. - Wiele osób prosi o jedzenie na kredyt. Daję, bo co mam zrobić, gdy przychodzi matka z trójką dzieci i mówi, że ma 7 złotych, a musi nakarmić rodzinę - wyjaśnia. Dochodów nie przynoszą też zakłady usługowe, takie jak salon fryzjerski Kazimierza Kluja (59 l.): - Przychodzi mój stały klient i prosi o obcięcie za 5 zł, choć ta usługa kosztuje u mnie 12 zł. Ale muszę go obciąć, bo i tak zostali mi już tylko stali klienci - wyjaśnia rzemieślnik.

Patrz też: 30 000 Polaków wyląduje na bruku! Sprawdź, czy stracisz pracę

Duża grupa zwolnionych z ZNTK pracowników przepracowała tam 30 i więcej lat. - Kto dziś do pracę 50-latkowi? - pyta retorycznie Krzysztof Zdrodowski (51 l.). - Zasiłek przysługuje mi do maja, do emerytury jeszcze kawał czasu, a do lodówki już teraz nie mam co włożyć - załamuje ręce mężczyzna. Władze samorządowe Łap na bieżąco monitorują sytuację w miasteczku i stale zabiegają o zwiększenie dotacji na pomoc społeczną u wojewody podlaskiego. - Na razie nie ma z tym kłopotów, ale prawdziwa bieda objawi się w drugiej połowie tego roku, kiedy ludziom skończą się zasiłki - tłumaczy burmistrz Roman Czepe.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki