Prapradziadek był małorolnym chłopem. Karol Józef był trzecim dzieckiem małżeństwa Wojtyłów: brat Edmund był starszy od niego o 14 lat, siostra Olga zmarła zaraz po urodzeniu; nie znamy daty jej śmierci, nie została pochowana w grobie rodzinnym.
Ojciec, również Karol, był zawodowym wojskowym, porucznikiem, człowiekiem głęboko wierzącym, słabo wykształconym (3 klasy gimnazjum) i niezbyt towarzyskim. Karol nazywał go "niezwykłym człowiekiem".
Matka, Emilia Kaczorowska, pochodziła z wielodzietnej rodziny krakowskiego tapicera. Dorywczo zajmowała się krawiectwem. "Chciała mieć dwóch synów: lekarza i księdza; mój brat był lekarzem, a ja mimo wszystko zostałem księdzem" - wspomina Karol.
Przed oknami mieszkania Wojtyłów na ścianie kościoła widniał napis: "Czas ucieka - wieczność czeka".
9-letni Karol traci matkę. Żyła zaledwie 45 lat. Przyczyna śmierci: zapalenie mięśnia sercowego i nerek.
Otwarty dotychczas i wesoły Karol zamyka się w sobie, szuka ucieczki w książkach i modlitwie. Na pierwszą komunię otrzymuje szkaplerz od karmelitów bosych, których zakon mieścił się niedaleko Wadowic. Szkaplerz ten nosił przez całe życie.
Lolek do piłki i różańca
Karol idzie do państwowego gimnazjum po ukończeniu czteroklasowej szkoły ludowej. Ojciec wybrał je, ponieważ tu jako wojskowy mógł uzyskać 50-proc. zniżkę w opłacie czesnego. Wiodą bardzo skromne życie, jadają często u sąsiadów, śniadania przygotowuje chłopcu szkolna woźna. Lolek, bo tak nazywano Karolka, lubi grać w piłkę nożną, stoi na bramce w szkolnej drużynie katolickiej, a czasem w żydowskiej. Ostrym strzałem wybił kiedyś szybę w kościele. Jeździ na łyżwach, nartach, chodzi po górach. Służy do mszy. Codziennie przed lekcjami biegnie do kościoła; modli się nawet w trakcie odrabiania prac domowych.
Śmierć, smutne doświadczenie
Karol po raz pierwszy bierze udział w pielgrzymce do Częstochowy. Brat Edmund, dobrze zapowiadający się lekarz, umiera w wieku 26 lat, zarażony w szpitalu szkarlatyną. O śmierci matki i brata Karol powiedział: "Są to wydarzenia, które głęboko wyryły się w mej pamięci - śmierć brata chyba nawet głębiej niż matki, zarówno ze względu na szczególne okoliczności, rzec można tragiczne, jak też i z uwagi na moją większą już wówczas dojrzałość".
Wojtyła przyjmuje bierzmowanie z rąk metropolity krakowskiego, księcia arcybiskupa Adama Sapiehy. Na pytanie, czy nie chciałby po maturze wstąpić do seminarium, Karol odpowiada: - Będę studiował filologię polską. Sapieha: - To wielka szkoda.
W październiku zaczyna studia na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nawiązuje kontakt z Klubem Młodych Artystów, dostaje się do Konfraterni Teatralnej, gdzie uczono sztuki aktorskiej. Jedna z koleżanek tak opowiadała o Wojtyle i kobietach: "Naszego towarzystwa nie unikał, ale i nie szukał". Kiedyś na drzwiach pokoju, w którym mieszkał, przyczepiono karteczkę z napisem: "Karol Wojtyła - początkujący święty".
Msza pod bombami
1 września 1939 idzie do spowiedzi i komunii św., ponieważ jest to pierwszy piątek miesiąca. Pod nalotami niemieckich samolotów w katedrze na Wawelu służy do mszy.
Podlega przymusowi pracy. Pracuje w fabryce chemicznej Solvay, najpierw w kamieniołomie jako hamulcowy, później przy materiałach wybuchowych i farbach. W ciągu jednego dnia musi załadować kamieniami wagon średniej wielkości. Robotnicy nazywają go "Studencik" albo "Księżyk". Po latach okres pracy w Solvayu nazwie "najlepszą szkołą życia".
Ból po stracie ojca i konspiracja
18 lutego - umiera nagle, na atak serca, ojciec Karola; miał 62 lata. "Nie było mnie przy śmierci matki, nie było mnie przy śmierci brata, nie było mnie przy śmierci ojca" - wspominał Karol. - "Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, widziałem jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka".
Karol zaczyna konspiracyjne studia teologiczne i - wbrew radom przyjaciół, którzy sugerowali, by wybrał aktorstwo - postanawia poświęcić się kapłaństwu. Wstępuje do Seminarium Duchownego w Krakowie. 29 lutego 1944 - zostaje potrącony przez ciężarówkę. Przeżywa dzięki życzliwym ludziom, m.in. niemieckiemu oficerowi.
Pierwsze msze odprawia na Wawelu
Od listopada 1945 do sierpnia 1946 prowadzi na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego zajęcia jako młodszy asystent. Kończy studia teologiczne. Z 19 przedmiotów na 26 ma ocenę celującą. Chce wstąpić do klasztoru, ale arcybiskup Sapieha nie zgadza się, twierdząc, że w kraju potrzeba księży.
Wyświęcony na kapłana 1 listopada 1946. Następnego dnia odprawia na Wawelu trzy pierwsze msze - jedną z nich za dusze matki, ojca, siostry i brata.
Listopad 1946 - wyjeżdża do Rzymu na studia doktoranckie. Spędzi tam 1,5 roku. Świetnie gra w siatkówkę, doskonali swój francuski, uczy się włoskiego, hiszpańskiego i angielskiego.
Wiosną 1947 spotyka się ze słynnym stygmatykiem, ojcem Pio. Ten podobno mu przepowiada: "Zostaniesz papieżem, ale widzę krew na Twoim pontyfikacie". Ani Jan Paweł II, ani Watykan nie potwierdzili nigdy tych pogłosek. Latem podróżuje po Europie.
Proboszcz, duszpasterz, przyjaciel
Od lipca pracuje w parafii w Niegowici (13 wsi), ok. 50 km od Krakowa. Spędza tu jako wikary 7 miesięcy, udziela 13 ślubów i 48 chrztów. Już wtedy zadziwia niekonwencjonalnymi metodami pracy: oddaje datki z kolędy biedniejszym, a swoją pościel - okradzionej starowince.W marcu 1949 zostaje przeniesiony na 2,5 roku do parafii w Krakowie. Jest duszpasterzem akademickim, zakłada chór, chodzi w góry. Kończy pisanie dramatu "Brat naszego Boga" o zakonniku Adamie (Albercie) Chmielowskim, opublikowanego dopiero w 1979 roku. Wykłada na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, zawsze przy pełnej sali. Studenci siedzą na podłodze, żeby go tylko słuchać. Nazywają go "Wujkiem" i "Wujem Karolem". W razie potrzeby udziela dyskretnych "pożyczek".
Bierze udział w wyprawach w góry, spływach kajakowych, wycieczkach rowerowych. Latem 1953 odbywa 16-godzinną wycieczkę w góry, wędruje 40 km w ciągu jednego dnia! Bierze udział w międzynarodowych zawodach kajakowych na Dunaju, ale jego kajak nabiera wody i tonie na finiszu. "Nie zamókł tylko brewiarz" - wspominał po latach Wojtyła.
Na ręce wzięli biskupa
Wojtyła zostaje biskupem. Studenci na ramionach zanoszą go do autobusu odjeżdżającego do Warszawy. W 1959 przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Krakowa zarzuca Wojtyle, że jego "postawa i działalność" zachęcają duchowieństwo do "gwałcenia prawa". Wojtyła odrzuca oskarżenia jako bezpodstawne. W 1960 wydaje swoją słynną książkę "Miłość i odpowiedzialność" - studium etyczne m.in. o życiu płciowym. Wyjaśnia w niej cykl miesięczny, zamieszcza tabelki z okresami płodności, pisze o udawaniu orgazmu...
Najmłodszy na soborze
Uczestniczy w otwarciu Soboru Watykańskiego II. Jest najmłodszym członkiem polskiej delegacji. Z grupą biskupów przebywa w Ziemi Świętej, m.in. w Betlejem, Jerozolimie, Galilei.
30 grudnia 1963 zostaje arcybiskupem, metropolitą krakowskim. W 1965 roku współredaguje orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Władze rozpętują nagonkę na biskupów.
W maju 1967 zostaje kardynałem. To zaskoczenie, bo Kościół polski nie naciskał Watykanu o drugiego kardynała obok Wyszyńskiego. To papież Paweł VI faworyzował Wojtyłę.
Odwiedza jako pierwszy kardynał synagogę na Kazimierzu, żydowskiej dzielnicy Krakowa. W grudniu 1970 potępia rozlew krwi w Gdańsku. Żąda "prawa do chleba, do wolności rzeczywistej, wolności od lęku" jako podstawowych warunków spokoju społecznego.
W latach 70. organizuje duszpasterstwo niewidomych i głuchoniemych oraz festiwale pieśni religijnych, w których główną nagrodą był srebrny puchar w kształcie wieży kościoła Mariackiego. Zakłada Instytut Rodziny. Rozpoczyna akcję "SOS kardynał Wojtyła" - niesienia pomocy materialnej matkom, które zrezygnowały z planowanej aborcji. W owych latach przemierzył prawie cały świat. Coraz ostrzej i bardziej bezpośrednio krytykuje rząd za łamanie praw obywatelskich.
Lolek, coś Ty narobił
28 września 1978 - umiera Jan Paweł I, następca Pawła VI.
16 października biały dym nad Kaplicą Sykstyńską obwieszcza światu, że wybrano nowego papieża - Jana Pawła II. Po ogłoszeniu wyboru Karol Wojtyła zapytał ponoć swego sekretarza, księdza Stanisława Dziwisza: "Stasiu, co my teraz będziemy robić?". Zaś katecheta papieża, Edward Zacher, uśmiechnął się: - Lolek, Lolek, coś Ty narobił!
Nie był takim świętoszkiem
Lolek był zawsze przygotowany do lekcji - wspomina Zygmunt Kręcioch z Wadowic. Razem z Karolem Wojtyłą chodził do tamtejszego gimnazjum męskiego. Na maturze podpowiadał mu przyszły papież.
Pan Zygmunt (rocznik 1916) dobrze pamięta gimnazjalne czasy i swoich kolegów, a zwłaszcza jednego. - Zawsze wesoły, uśmiechnięty i bardzo koleżeński. Pięknie śpiewał, ślicznie tańczył, w kółku teatralnym grał. I dziewczynom się podobał - mówi o młodym Karolu Wojtyle. - Nigdy nam nie mówił o swoich planach, ale nie wstydził się swojej pobożności. W jego przypadku jednak pobożny nie znaczyło świętoszek - dodaje.
Rzeczywiście, świętoszkiem przyszły Ojciec Święty nie był. Jak każdego młodego chłopaka trzymały się go różne figle, zwłaszcza w szkole. Pomógł na przykład kolegom oblać wodą profesora od greki. Innym razem przyodział kościotrupa, stojącego w klasie jako pomoc naukowa, a w zęby wetknął mu cygaro.
Mimo to profesorowie byli zachwyceni Wojtyłą, bo do lekcji zawsze był przygotowany perfekcyjnie. - A jak któremuś z nas powinęła się noga i profesor wstawił nam dwójkę, to Lolek z troską mówił: "Co, dałeś się złapać?" - wspomina Zygmunt Kręcioch. Jak trzeba było, to podpowiadał kolegom. Jemu też kiedyś podpowiedział przyszły papież, i to w bardzo ważnym momencie, bo na maturze z łaciny.
- Dostaliśmy kartki z tekstem do tłumaczenia. Popatrzyłem na nie i poczułem, że nie ruszę. Wyleciało mi z głowy, z czego to jest fragment. Za mną siedział Lolek. Odwróciłem się do niego i bezradnie wzruszyłem ramionami - opowiada nasz rozmówca.
Chwilę później przyszła pomoc. Pan Zygmunt zauważył, że po podłodze toczy się mała piłeczka z rozcięciem. W środku była mała karteczka od Lolka z podpowiedzią. Dzięki tej pomocy pan Zygmunt "zaskoczył" i zdał maturę z łaciny.
Nasz kochany proboszcz
Dwa lata po święceniach kapłańskich, w 1948 roku młody kapłan Karol Wojtyła trafił jako wikary do podkrakowskiej Niegowici. Pracował tam krótko, zaledwie siedem miesięcy, ale intensywnie. Karol Wojtyła kochał teatr. I tą pasją starał się zarażać osoby ze swego otoczenia.
- W 1948 roku przygotował z nami wieczór mickiewiczowski w 150. rocznicę urodzin wieszcza - opowiada Maria Trzaska, wtedy uczennica gimnazjum w pobliskim Gdowie, a dziś emerytowana dyrektorka miejscowej podstawówki. O młodym wikarym pani Maria Trzaska może mówić same dobre rzeczy.
- Bardzo skromny, pobożny, współczujący biednym ludziom. Często go można było zobaczyć jak klęczał i modlił się w kościele, nawet między mszami. Ale nie był jakiś zamknięty. Wręcz przeciwnie - dowcipny był i radosny - przypomina sobie pani Maria. - I cały czas bardzo dużo się uczył. Nawet gdy jechał furmanką na religię, to zawsze coś czytał. No i ta jego doskonała pamięć. Po 50 latach byłam w Rzymie. Bez trudu mnie rozpoznał. A raz na audiencji była moja córka. Mówi: "Ojcze Święty, ja jestem z Niegowici". A papież na to: "Nie musisz się przedstawiać, boś tak podobna do mamy".
Roboty w wiejskim obejściu młody ksiądz też się nie bał. - Raz brat z tatusiem młócili cepami w stodole. Przyszedł ksiądz Wojtyła i mówi do nich: "Dajcie, ja też spróbuję" - wspomina pani Maria.
Już wtedy w Niegowici wiele osób przepowiadało, że Wojtyła daleko zajdzie.