To się wydarzyło w czerwcu 1979 r. W zniewolonym acz katolickim kraju homilia Jana Pawła II na Placu Zwycięstwa w Warszawie przypomniała wiernym, że to Jezus jest panem człowieka i dziejów ludzkości. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. - A papież powiedział wtedy, że przyszłość nie należy do marksizmu, ale do miłości, do solidarności. Mało tego, on z całą mocą upomniał się o realne, a nie papierowe prawo do wolności sumienia i wyznania. W tym sensie było to wydarzenie epokowe. Papież obudził sumienia, wyzwolił w ludziach ducha oporu, natchną Polaków wiara w lepsze jutro. To był początek zmian politycznych i społecznych w Europie i w świecie - ocenia kardynał.
Jak sam wspomina wydarzenia z tamtych lat?
- Pielgrzymka związana była z 900. rocznicą męczeńskiej śmierci św. Wojciecha, wypadła w okresie Zesłania Ducha Świętego oraz uroczystości Trójcy Przenajświętszej. Władze komunistyczne nie chciały się zgodzić na przyjazd papieża, obawiały się, i słusznie, że ta pielgrzymka obrócił się przeciwko nim. Zawsze bały się św. Stanisława, on przecież sprzeciwił się królowi! Tymczasem papież uważał, że ma prawo odwiedzić Kościół w Polsce i swój naród - mówi arcybiskup.
Jan Paweł II w następujący sposób wyjaśniał cel pielgrzymowania: Gdy bowiem Kościół cały uświadomił sobie na nowo, iż jest ludem Bożym, ludem, który uczestniczy w posłannictwie Chrystusa, ludem, który z tym posłannictwem idzie przez dzieje, który pielgrzymuje, papież nie może pozostać „więźniem Watykanu”.
Tekst powstał przy współpracy Archidiecezji Krakowskiej
i