Tomasz Nałęcz

i

Autor: archiwum se.pl

Gdyby Polska nie przeciwstawiła się Niemcom, musiałaby współpracować z III Rzeszą?

2020-09-01 4:45

Historycy nie lubią „gdybania”. W przeciwieństwie do laików. Historia alternatywna ma to do siebie, że łatwo ją kreować, ale nie w sposób udowodnić, że tak potoczyłyby się losy państw i ludzi. Gdyby Stalin nie zaatakował 17 września Polski, to wojna obronna byłaby dłuższa? Gdyby marszałek Śmigły-Rydz posłuchał współpracownika i chwycił za broń, to czy miałby lepsze notowania u ówczesnych Polaków? Gdyby… O realiach i hipotezach września roku 1939 rozmawiamy z prof. TOMASZEM NAŁĘCZEM, historykiem i w latach 2010–2015 doradcą prezydenta RP.

„Super Express”: – 1 września wybucha wojna niemiecko-polska. 3 września wojnę Niemcom wypowiadają Wielka Brytania i Francja. Rozpoczyna się II wojna światowa. Czy mocarstwa zachodnie mogły nie wypowiedzieć wojny III Rzeszy?

Tomasz Nałęcz: – Na to liczył Hitler. Z tego co wiemy dziś, a sprawa jest głęboko przebadana przez historyków, nie mogło dojść do tego, by te państwa powstrzymały się od wypowiedzenia wojny. Nawet nie dlatego, że Francja miała sojusz z Polską zobowiązujący ją do takich działań. Sojusz z 1921 r., został potwierdzony w roku 1936 i 1939. Sojusze są tyle warte, ile stoi za nimi, w danym momencie historycznym, interesów politycznych. Premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain zrozumiał, że Hitler wyprowadził go w pole. We Francji też zauważono, że Hitler dąży do zmiany układu sił w Europie. Jednym zdaniem: wojna była nieunikniona, choć Hitler łudził się, że uda się oddzielić Wielką Brytanię od Francji, ale – jak się okazało 3 września – mylił się.

– W dwa tygodnie później – na mocy paktu Stalin-Hitler, u nas zwanym paktem Ribbentrop-Mołotow – Armia Czerwona w „wyzwoleńczym pochodzie” zajmuje połowę Rzeczypospolitej. Dlaczego Polska nie wypowiedziała Sowietom wojny, skoro oni na nas napadli?

– Z kilku powodów. Ludzie kierujący wówczas państwem polskim – marszałek Edward Śmigły-Rydz, minister Józef Beck, premier Felicjan Sławoj-Składkowski i prezydent Ignacy Mościcki, który w gruncie rzeczy był figurantem – mieli jeszcze w uszach dyrektywę Piłsudskiego: nie wolno dopuścić do wojny na dwa fronty, z Niemcami i Rosją. W takim konflikcie, zdaniem Piłsudskiego, Polska skazana byłaby na zagładę.

– Do czego doszło, choć wojny nie wypowiedziano…

– Przed wojną wojsko ćwiczyło różne wojenne warianty. Plan N – wojna z Niemcami. Plan R – wojna z ZSRR. Gdy jeden z generałów zaproponował, by przećwiczyć wariant N plus R, to Piłsudski się żachnął i powiedział, że taka wojna z punktu militarnego nie ma sensu i jest rzeczą polityków, by do takiej wojny nie doprowadzić. Poza tym Polska była elementem większego sojuszu, a konfliktu z Moskwą absolutnie nie życzyli sobie Paryż i Londyn, którzy liczyli jeszcze na konflikt niemiecko-sowiecki, na odciągnięcie Stalina od współpracy z III Rzeszą. W grę wchodziły także realia. Polskie siły skupione na terenach, na które najechała Armia Czerwona były zbyt słabe, by mogły się przeciwstawić Armii Czerwonej…

– A tym bardziej, by przejść z obrony do ataku.

– Tak, przewaga Armii Czerwonej była kolosalna, więc po agresji sowieckiej jedyne co nam pozostało, to ewakuować przez Rumunię do Francji jak najwięcej żołnierzy. O takim działaniu zadecydowała kalkulacja wojenna, bo wojna zapowiadała się na trwającą co najmniej kilkanaście miesięcy, więc w tym, że nie wypowiedziano wojny Sowietom chodziło także i o to, by nie marnować bezsensownie ludzkiego potencjału.

– Czy w Warszawie, a prędzej w Moskwie, wiedziano, że 12 września we Francji, w miejscowości Abbeville, nasi sojusznicy ustalili, że obiecanej ofensywy na Niemcy, frontu zachodniego nie będzie?

– Tak, zdecydowano tam, że taka ofensywa byłaby podjęta, najszybciej, w 1940 r. To była nielojalność, zwłaszcza francuskiego sojusznika, który na mocy traktatu był zobowiązany do ruszenia na Niemcy całością sowich sił w 15. dniu od wypowiedzenia wojny… Ten traktat stanowił, że po agresji Niemiec nie sprowokowanej przez Polskę, Francja najpóźniej w trzecim dniu po agresji wypowie wojnę. Trwają dyskusje nad tym, czy Francja miała uderzyć 15. dnia od wypowiedzenia wojny, czy od niemieckiej agresji. To ma istotne znaczenie.

– W jednym przypadku ofensywa rozpoczęłaby się po 17, a w drugim przed 17 września.

– Stalin zwlekał z „wyzwoleńczym marszem”. Nie chcę w jakikolwiek sposób tego bandyty i zbrodniarza rozgrzeszać, ale czynił to z chłodnej kalkulacji. Stalin nie wiedział wszystkiego, jak to na wojnie. Przede wszystkim nie wiedział, jak zachowają się Francja i Anglia. Przypuszczał, że nie ruszą na Hitlera, ale do końca tego nie wiedział. Nie wiedział też, jak długo potrwa opór Polski. Berlin Stalina przynaglał i straszył, że jeśli nie wypełni swoich zobowiązań, to Niemcy nie gwarantują, że uda im się powstrzymać tzw. fakty dokonane w rodzaju powstania państwa ukraińskiego. Nie znam na tyle ustaleń historyków, by móc powiedzieć, że Stalin znał ustalenia z Abbeville. Zakładam, że je znał, bo wywiad sowiecki był bardzo sprawny. Nawet jednak zwykła analiza wskazywała, że Francuzi i Anglicy zwlekają z pomocą dla Polski. 17 września polskie dowództwo miało świadomość, że kampania jest przegrana. Zakładano, że można bronić się jeszcze na przedpolu rumuńskim, liczono, że się pogorszy pogoda, jednak wrzesień był ciepły i suchy.

– To taka obrona byłaby bezsensowna?

– Część publicystów historycznych, zwłaszcza na prawicy, próbuje lansować tezę o tym, że gdyby nie sowiecka agresja, to Polska na Kresach mogłaby stawiać opór. Moim zdaniem to teza merytorycznie błędna. Opór polski był rozbity, przewaga niemiecka miażdżąca. Gdybyśmy bronili się na Kresach, gdyby nie było tam Armii Czerwonej, to Niemcy z pewnością wywołaliby jakąś rewoltę ukraińską. Owszem, opór trwałby dłużej, ale niezbyt długo. Nadal trwa dyskusja, kiedy wojna została przegrana. Niektórzy historycy twierdzą, że stało się to już w pierwszych dniach września. Inni, że wtedy, kiedy padła koncepcja obrony na linii lewego brzegu Wisły, bo te tereny były już otoczone przez Niemców. Owszem, drugą pod względem rozmiarów bitwę, pod tej nad Bzurą, pod Tomaszowem Lubelskim stoczono w trzeciej dekadzie września. Jednak ona nie mogła odwrócić losów kampanii. Teza o przedłużonej obronie na Kresach jest nierealna. Miałby tam działać w formie partyzantki? Owszem, takie bohaterskie odruchy byłby możliwe, ale byłby bez większego znaczenia militarnego. Gdyby nawet Stalin nie wkroczył, to Niemcy zajęliby wschodnią część w kilka dni.

– W kontekście realnych wydarzeń z 17 września, to co nazywało się przez dziesiątki lat „ucieczką rządu” przez Zaleszczyki, do Rumunii, było słusznym posunięciem? Co byłoby, gdyby Rydz-Śmigły nie uciekł, walczył i zostałby wzięty do niewoli?

– Nie musieliby go wziąć w niewolę. Jakoby Bogusław Miedziński, bliski współpracownik Rydza, miał mu zaproponować, by z karabinem w ręku starł się z oddziałami sowieckimi…

– I zginął…

– Tego Miedziński nie śmiał otwarcie powiedzieć, ale proponował, by dopiero po walce wycofać się do Rumunii. Możliwe, że Rumunii wówczas nie wpuściliby marszałka do siebie, bo nie chcieli ryzykować konfliktu z Moskwą. Gdyby jednak postawić w tej propozycji kropkę nad i, to Rydz powinien zginąć w walce. Przejście do Rumunii było kalkulacją całkiem zasadną, choć od strony politycznej naiwną, bo władzę na emigracji przyjęła opozycja, dzięki francuskiemu wsparciu, z którą obóz sanacyjny wcześniej nie chciał rozmawiać. Przez to, że kraj opuścił prezydent RP, to dzięki jego decyzji i zgodnie z konstytucją kwietniową, można było odtworzyć władzę na obczyźnie, co stało się już we wrześniu 1939 r. Pozostali reprezentanci władzy, moim zdaniem, powinni zostać w kraju, zejść do podziemia i podzielić los społeczeństwa.

– Społeczeństwo obwiniało ekipę rządzącą za klęskę…

– Tak, mało było w dziejach Polski tak znienawidzonych przez społeczeństwo ekip rządzących, jak ta sanacyjna, zwłaszcza w pierwszym okresie okupacji, do klęski Francji. W dalszej perspektywie los okazał się łaskawym dla piłsudczyków. W znacznej mierze było to skutkiem zaistnienia w Polsce reżimu komunistycznego wskutek wielkiej zmiany geopolitycznej ustalonej na konferencji w Jałcie. Gdyby nie to, w Polsce doszłoby do restauracji rządu pochodzącego z Londynu, to on niewątpliwie rozliczyłby sanacyjnych polityków. Z pewnością znaleźliby się za kratkami. Próbowali nieco grać tą kartą komuniści, przede wszystkim ze względów propagandowych...

– To po co było się bronić przed Niemcami, skoro i tak mieliśmy pisaną klęskę? Często takie pytanie jest stawiane.

– Silne państwo europejskie nie mogło iść jak baran na rzeź i się nie bronić. Jeśliby się nie bronić przed Niemcami, znaczyłoby – iść z nimi. Ci, którzy uważają, że była to alternatywa wobec oporu, muszą sobie odpowiedzieć na pytanie: czym byłaby Polska, sojusznik Hitlera, po klęsce Niemiec? Stalin zabrałby to, co zabrał 17 września. Polska nie dostałaby rekompensaty na zachodzie. Przetrwałaby w kształcie czegoś na wzór Księstwa Warszawskiego. Miałaby jakieś 200 tys. km kw. powierzchni i kilkanaście milionów ludności. I do tego obciążenie udziałem w Holokauście, bo Hitler politykę zagłady realizowałby w Polsce i możliwe, że z polskim współudziałem. Na całe szczęście dla nas 1 września postawiliśmy bronić się przed Niemcami, a nie z nimi współpracować.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki