Historia życia Stanisława Mikulskiego: Kochały go kolejne pokolenia, ale los go nie oszczędzał

2014-11-28 3:00

Amant w mundurze - był ulubieńcem władzy i kobiet, kochały go kolejne pokolenia. Niestety, jak każdego z nas, tak i jego nie omijały sytuacje, które sprowadzają na ziemię. I jak każdy z nas, tak i Stanisław "Kloss" Mikulski (†85 l.) marzył o czymś innym niż akurat dał mu los.

Mieszkańcy Chmielnej, starej ulicy w samym centrum Warszawy, gdzie Stanisław Mikulski mieszkał długie lata, zapamiętają go z pewnością jako skromnego, normalnego sąsiada. Nie chodził środkiem chodnika jak napuszona gwiazda, a raczej przemykał bokiem, pod ścianami domów. Błyszczał za to na ekranie i na scenie.

Nieśmiertelność przyniosła mu rola Hansa Klossa w "Stawce większej niż życie". Zagrał ją już prawie pół wieku temu.

Każdy znał jego twarz

Za tę rolę dostał 300 tysięcy zł, talon na samochód i 30-metrowe mieszkanie. No i stał się gwiazdą największego formatu oraz amantem. Policzono, że u jego boku zagrało 28 ówczesnych piękności - wśród nich Iga Cembrzyńska (75 l.), Ewa Wiśniewska (72 l.), Beata Tyszkiewicz (76 l.), Aleksandra Zawieruszanka (77 l.). Wielokrotnie był laureatem plebiscytu na najpopularniejszego aktora, m.in. organizowanego przez "Ekspress Wieczorny". Dwukrotnie zaprosiła go do programu "Tele-echo" Irena Dziedzic (89 l.), co było za komuny wyznacznikiem popularności. Każdy w kraju znał jego twarz.

Zobacz też: Stanisław Mikulski nie żyje. Tak zapamiętamy aktora! DUŻO ZDJĘĆ

- Wychodziłem na ulicę - zbiegowisko. Jechałem na urlop - zbiegowisko. Doszło do tego, że znajomi, jak chcieli coś załatwić, np. przydział mieszkania albo kupno pralki, to prosili, żebym z nimi poszedł. "Nie musisz nic mówić, wystarczy, że się tam ze mną pokażesz". Robiłem za maskotkę - wspominał w swojej autobiografii "Niechętnie o sobie". Cały czas był w trasie. Odwiedził kilkaset miejscowości w Polsce. Sale po 500-600 osób nabite do ostatniego miejsca. Za spotkanie płacono mu 1100 zł. W 1972 roku otrzymał tytuł najpopularniejszego aktora krajów socjalistycznych.

Trzy miości J-23

Był sławny, miał powodzenie. Wszystko szło dobrze, a on jako człowiek obowiązkowy i sumienny planował dalej swoje życie.

Nie wszystko było jak z bajki. Jego drugi syn zmarł kilka godzin po porodzie. To było dziecko z pierwszego małżeństwa z żoną Wandą, z którą potem wziął rozwód. Druga żona Jadwiga, którą poznał na planie filmowym "Stawki", długo chorowała, m.in. na nowotwór krwi. Mikulski pielęgnował ukochaną do końca. Los odmienił mu jednak karty. W 1988 roku Mikulski poznał w Moskwie swoją trzecią ukochaną - Małgorzatę. - Wspaniała, kochana, cudowna dziewczyna - mówił o niej.

Chciał zagrać pijaka

Całe życie po "Stawce" czekał też Mikulski na kolejną rolę. - Nie dali. Chodziłem po reżyserach, żebrałem i nic. No, prawie nic. Dali mi zagrać Pana Samochodzika, czy kolejną pozytywną postać typu Wujek Dobra Rada. Nie o taką rolę mi chodziło - wspominał w "Dużym Formacie". Chciał zagrać, jak mówił, "szmatę i pijaka", ale reżyserzy widzieli go tylko w mundurach. Dlatego tak podobało mu się, kiedy mógł "wydłużyć" sobie nos i zagrać tytułowego bohatera w sztuce Rostanda - Cyrana de Bergerac. Swoje jednak zagrał. W dorobku ma około 60 filmów i 80 sztuk teatralnych - grał m.in. Makbeta czy Jagona w "Otellu" Szekspira, ale również Żewakina w "Ożenku" Gogola.

Kilka lat z rzędu prowadził festiwal w Kołobrzegu, uświetniał zjazdy partii. Nie dał się wprawdzie namówić na poparcie stanu wojennego, ale legitymacji partyjnej nigdy nie wyrzucił. - Nie tylko ja korzystałem z nadzwyczajnych przywilejów. Z tym że ja się tego nigdy nie wyparłem. Dla mnie nie było wystarczające rzucić w odpowiednim momencie legitymacją partyjną, aby grzechy zostały odpuszczone - powiedział w jednym z wywiadów.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki