Hollywood zakłamuje historię Polski

2009-01-16 6:00

O wchodzącym w przyszłym tygodniu na ekrany polskich kin filmie "Opór" z Danielem Craigiem w roli głównej - wojennej historii braci Bielskich, rozmawiamy z historykiem Leszkiem Żebrowskim.

Super Express: - Jaki charakter miała działalność braci Bielskich i ludzi z ich otoczenia? "Opór" daje jednoznaczną odpowiedź: jako Żydzi skazani na zagładę przez hitlerowskich okupantów schronienie znaleźli w leśnych ostępach; mężczyźni z bronią w ręku walczyli o życie swoje i ludności cywilnej, która pod ich przywództwem zorganizowała się w sprawną społeczność - była to wspólnota quazi-demokratyczna, której przewodziła silna osobowość jednego z braci; dobra potrzebne im do przetrwania wytwarzali sami lub dzięki pomocy okolicznych mieszkańców; byli społecznością autonomiczną, która zawarła taktyczny sojusz z Armią Czerwoną, mając wspólnego wroga - Niemców. Ile jest w tym prawdy?

Leszek Żebrowski: - Była to przede wszystkim "grupa przetrwania" - żydowski obóz rodzinny złożony nie tylko z mężczyzn, ale też kobiet, a nawet dzieci. Ich celem było przetrwanie wojny, a nie prowadzenie wielkich akcji partyzanckich. Obóz Bielskiego działał w ramach sowieckiej partyzantki i z demokracją nie miał absolutnie nic wspólnego - jego przywódca, Tewje Bielski, zachowywał się raczej jak wschodni satrapa, a nie przywódca z naszych wyobrażeń. Utrzymywali się z rabunku okolicznych miejscowości, głównie polskich, ale też białoruskich. Rabunek i przemoc były w tym przypadku dla nich czymś zupełnie oczywistym. Sam Tewje był to człowiek, który przed wojną żył na pograniczu prawa i stosunkowo łatwo było mu przystosować się do skrajnych warunków pod okupacją niemiecką. Jego niewątpliwą zasługą jest to, że taki obóz stworzył i ocalił życie prawie 1200 ludzi. Ale zapewne można to było wykonać inaczej, bez powodowania aż takich zadrażnień z miejscową ludnością. Istniał tam jeszcze jeden "obóz rodzinny", którym kierował Simcha Zorin (nieco mniejszy, około 600 osób - w oddziale Bielskich było 950-1200 osób). Działał on na podobnych zasadach, a Zorin również nie cieszył się szacunkiem okolicznej ludności...

- Naliboki - nazwa tej miejscowości rodzi najwięcej kontrowersji wobec działalności ludzi skupionych wokół braci Bielskich...

- Według przekazów ówczesnych mieszkańców Naliboków i okolic, a także niektórych wspomnień żydowskich, grupy partyzantów z obozu Bielskiego brały udział w okrutnej pacyfikacji tej miejscowości 8 maja 1943 r. Zamordowano wówczas około 130 osób. Nie należy jednak rozpatrywać tego w ramach relacji polsko-żydowskich, tylko raczej polsko-sowieckich. Pacyfikacja została zarządzona, zorganizowana i przeprowadzona przez sowieckich dowódców, przy pomocy podległych im oddziałów. Z relacji polskich świadków wynika, że w pacyfikacji uczestniczyli jacyś ludzie z grupy Bielskiego. Co więcej, są również przekazy żydowskie, które to potwierdzają, jak choćby wspomnienia Sulii Wołożyńskiej-Rubin. Na podstawie tych wspomnień powstał nawet w 1993 r. film "dokumentalny", gdzie żydowscy uczestnicy potwierdzają fakt pacyfikacji polskiej miejscowości: "Tego dnia pochowano 130 osób". Nazwa Naliboki w nim nie pada, ale to o tę pacyfikację chodzi.

- Co powinniśmy sądzić o tym filmie? Został zrealizowany za ogromne pieniądze według wypróbowanych hollywoodzkich schematów - wzruszy miliony ludzi na całym świecie. Czy Polacy mają przymknąć na to oczy, "bo taka jest konwencja tego typu produkcji"? W przeciwieństwie do "Sąsiadów" i "Strachu" Jana Tomasza Grossa "Opór" nie jest antypolski, bo Polacy w ogóle się w nim nie pojawiają...

- Nie jest to film dokumentalny, nie opiera się na faktach - choć takie są informacje w jego zwiastunach. Są tam rzeczy, które w ogóle nie miały miejsca, jak choćby zwycięskie walki partyzantki żydowskiej z niemieckimi czołgami w puszczańskich bagnach. Film ma wymowę wyłącznie propagandową, stąd biorą się wszelkie przekłamania i przejaskrawienia. To, co nas może boleć, to fakt, że nie zaistnieli w nim Polacy, Polska, drastyczna okupacja sowiecka 1939-1941, a następnie działalność zbrodniczej dla Polaków partyzantki sowieckiej. Bielski i jego grupy bojowe pokazane są jako klasyczna partyzantka, taka, jaką znamy chociażby z dziejów AK na Kresach. Tymczasem wiemy, że były to głównie łupieżcze "operacje gospodarcze" (w promieniu nawet do 100 km od "obozu rodzinnego"). W polskich i białoruskich wsiach zabierano dosłownie wszystko. W konsekwencji budziło to opór, dochodziło więc do drastycznych wydarzeń i prób samoobrony. Z drugiej strony wiemy, że Bielski urządzał też "wyprawy seksualne" (tak to jest nazwane w relacjach kobiet z jego obozu). Jedna z nich mówi wprost: "Choć wiele młodych kobiet w oddziale byłoby rade stać się kochankami Tewjego, on nie ograniczał swoich seksualnych wypraw li tylko do obozu. W pobliskich wioskach miał wiele różnych kobiet, niektóre były Białorusinkami, niektóre Polkami". Zachowały się dokumenty ze strony AK (z czerwca 1943 r.), dotyczące prób unormowania stosunków z partyzantką sowiecką. Jednym z żądań strony polskiej był fakt udziału grup żydowskich w rabunkach i gwałtach. Chodziło o zaprzestanie tego procederu: "[...] niewysyłanie Żydów na rekwizycje (ludność się skarży) samorzutnie chwyta za broń w swej obronie, bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i małe dzieci [...] obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą Sowietów, nie mają miary w swej nieuzasadnionej złości i w rabunku". Musiało się więc to odbywać na masową skalę, i było wyjątkowo drastyczne, skoro zapisano to w takiej postaci!

- W "Oporze" pokazani są żydowscy partyzanci, w najnowszym filmie Quentina Tarantino żydowscy komandosi US Marines. Wszyscy walczą zbrojnie z Niemcami, wbrew stereotypowi o bierność wobec zagłady...

- Tragedią jest to, że takie filmy - dobrze zrobione, widowiskowe, ze świetną obsadą i scenografią, z wartką fabułą, zapadają w pamięć i dla większości widzów są jedynym kontaktem z tą częścią historii. To syndrom bohaterskiego kpt. Klossa, "Czterech pancernych i psa" czy "Jak rozpętałem II wojnę światową". Jeśli potrafimy to obejrzeć krytycznie i rozdzielić prawdę od fikcji, to wszystko w porządku. Przeciętny widz jednak tego nie potrafi, a konkretnej wiedzy nie ma. Skoro my nie robimy takich filmów i nie dbamy o naszą historię, więc robią to za nas inni. I w związku z tym pokazują nas tak, jak chcą, a nie tak, jak naprawdę było. W tym sensie sami sobie jesteśmy winni.

Leszek Żebrowski

Historyk, badacz polskiego podziemia niepodległościowego w czasie II wojny światowej i po 1945 roku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki