Józef Madoń z Białej Podlaskiej: Przez powódź dwa dni siedziałem na drzewie czekając na pomoc!

2011-01-19 21:29

Kiedy w niedzielne przedpołudnie Józef Madoń (73 l.) z Białej Podlaskiej wybierał się z wizytą do krewnej, nie przypuszczał, że dwa następne dni spędzi na drzewie. Chcąc skrócić sobie drogę poszedł przez rozlewiska rzeki Krzny i wpadł w groźną pułapkę, bo wzbierająca nagle wodą zmusiła go do ucieczki na drzewo!

Dyżurny komendy policji w Białej Podlaskiej usłyszał w słuchawce głos młodego człowieka, który prosił o pomoc dla siedzącego na stojącym w wodzie drzewie człowieka, myślał że to żart.

- Ledwo go widać, macha ręką - precyzował młodzieniec, który zapewne uratował w ten sposób życie człowieka.

Przeczytaj koniecznie: Filipowo. Anna i Adam Sieroccy: sąsiad ciągle nas kręci

Patrol wysłany na miejsce potwierdził jego słowa. Bez łodzi nie było jednak szans nawet zbliżyć się do pana Józefa, wiec do akcji wkroczyli strażacy. Ostatnie metry pokonali wpław brodząc po pas w wodzie.

Józef Madoń przez dwa długie jak wieczność dni tkwił między gałęziami nie mogąc się nawet ruszyć, ponieważ lewa stopa zaklinowała się w drzewie.

Mimo odmrożonej i okaleczonej nogi staruszek czuje się świetnie. - Wytrzymałbym i dwa razy dłużej - zapewnia pewnym siebie głosem człowiek z żelaza.

Patrz też: Edyta Wakulińska: Nie mam prawa do życia

Po wyziębieniu i osłabieniu, w jakim się znajdował nie ma już nawet śladu. Jednak lekarze oddziału chirurgicznego bialskiego szpitala, gdzie trafił wprost z drzewa będą go chcieli zostawić jeszcze kilka dni na obserwacji.

Wanda Madoń (70 l.), żona dzielnego mężczyzny dni, które jej mąż spędził na drzewie będą najgorszym wspomnieniem w życiu. - Bałam się, że stało się najgorsze. Ale Józek pokazał, że jest prawdziwym mężczyzną - cieszy się, chcąc na łamach SE.pl podziękować wszystkim, którzy pomogli uratować jej ukochanego.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki