Kazał spalić szefowi auto

2009-05-14 3:00

Pracownika warto szanować. Bo gotów jeszcze się obrazić, zdenerwować albo doprowadzić do rękoczynów. Boleśnie przekonał się o tym pan Andrzej Soroko (33 l.) z Ełku (woj. warmińsko-mazurskie), szef firmy budowlanej. Obrażony na niego pracownik spalił mu auto!

A to wszystko przez imprezę zakładową, którą szef wyprawił dla swoich robotników i kontrahentów. Najbardziej zaufany pracownik - Ryszard Jurgowian (24 l.) - po kilku kieliszkach wódki dostał małpiego rozumu. Nic dziwnego, że na imprezie wybuchł popłoch. Pan Rysiek to kawał chłopa, a rozeźlony jest jak byk, który bierze wszystko na rogi.

- Zacząłem uspokajać Ryśka - opowiada pan Andrzej. I wtedy popełnił błąd, bo zamiast wyprowadzić go z zabawy, brutalnie wywlekł na zewnątrz, wymierzając po drodze kilka razów. - Musiałem spuścić mu lekki łomot, żeby nabrał rozumu - wyjaśnia szef.

Rozeźlony mężczyzna pobiegł pożalić się kolegom. - Byłem zły na szefa. Upokorzył mnie przy innych. Tak dla żartu rzuciłem hasło, żeby spalić mu samochód - opowiada.

Marcinowi Z. (25 l.) i Krzysztofowi G. (22 l.) nie trzeba było większej zachęty. Chwycili za baniak z benzyną i pobiegli pod dom pana Andrzeja. Dalej wszystko potoczyło się jak w filmie sensacyjnym: wybita szyba, benzyna rozlana na fotele i niedopałek papierosa, który wrzucony z satysfakcją do samochodu dopełniły dzieła zniszczenia. Interwencja strażaków nic już nie dała. Samochód płonął jak pochodnia, a wybuchające poduszki powietrzne skutecznie utrudniały gaszenie.

- Ja tego samochodu nie paliłem - zarzeka się pan Rysiek. Co jednak z tego? Za udział w durnym wybryku dostał dozór policyjny. No i wyleciał z roboty. A jego szef liczy straty, doliczył się już 50 tys. zł.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki