Konflikt izraelsko-palestyński jest podsycany religijnie

2008-12-29 4:30

Prześladowani w Europie Żydzi wymyślili, że zbudują własne państwo. Ale ziemia, którą do tego wybrali, nie była bezludna - mówi wybitny arabista prof. Janusz Danecki.

Super Express: - Na Izrael od dłuższego czasu sypały się rakiety ze Strefy Gazy. Rakiety poleciały też w przeciwnym kierunku - znów polała się krew. Obydwie strony konfliktu przerzucają się odpowiedzialnością. Przypomina to brutalną wersję sporu o to, co było pierwsze: jajo czy kura. Jaka jest geneza konfliktu palestyńsko-żydowskiego?

Janusz Danecki: - Jest to polityczny konflikt o ziemię i państwo.

- Dwa narody roszczą sobie prawa do tego samego terytorium...

- Tak. Prześladowani w Europie Żydzi wymyślili, że zbudują swoje własne państwo. A gdzie? W Palestynie, pamięć o której jest nierozerwalną częścią ich tożsamości. Syjoniści głosili hasło: "Ziemia bez narodu dla narodu bez ziemi".

- Ale ta spalona słońcem ziemia nie była bezludna...

- Arabowie, których tam zastali, początkowo nie mieli nic przeciwko żydowskiemu osadnictwu, ale gdy zobaczyli, że oznacza to odejmowanie ziem, na których bytują - a temu spostrzeżeniu towarzyszyło rodzenie się palestyńskiej świadomości narodowej - oczywiście zaczęli uważać to za niesłuszne. I zaczęły się walki. W ich wyniku 15 maja 1948 proklamowano powstanie państwa Izrael, czego nie uznały kraje arabskie. I tak to trwało: starcie za starciem, wojna za wojną...

- I zwycięzcą zawsze był Izrael...

- Ale nigdy w łatwy sposób.

- Ma pan na myśli kryzys z 1973 roku?

- To najlepszy przykład.

- Przypomnijmy, jak to było...

- 17 października 1973 roku arabscy członkowie OPEC postanowili wstrzymać handel ropą naftową z krajami popierającymi Izrael w wojnie z Egiptem. Były to kraje Europy Zachodniej i Stany Zjednoczone. W tym czasie produkcja ropy naftowej ledwo pokrywała zapotrzebowanie na nią. To sparaliżowało Zachód. Rozpoczął się kryzys światowego systemu walutowego, kryzys gospodarczy, recesja. Co więcej, wypracowano nowe mechanizmy ustalania cen za ropę i skończyły się czasy, gdy Zachód kupował ją za bezcen.

- To pokazało, że świat arabski potrafi tupnąć nogą.

- Na pewno nauczyło to Zachód pewnego respektu.

- Dlaczego świat arabski - tak rozległy terytorialnie, tak potężny liczebnie, a w odniesieniu do kilku państw bardzo bogaty - nie potrafi skutecznie się ująć za swoimi współbraćmi Palestyńczykami? Stronę Palestyńczyków trzyma też niearabski świat islamu. W irańskich paszportach widnieje jasna deklaracja: "Posiadacz tego paszportu nie uznaje Izraela". A jednak Izrael świetnie sobie radzi...

- Izrael jest częścią świata Zachodu. Nie mówmy, że 300-340 mln Arabów skutecznie się postawi Stanom Zjednoczonym i Unii Europejskiej. Bogactwo świata arabskiego też jest legendą. Bo to jest biedny świat. Tak, widzimy rajskie oazy ze złotymi hotelami, ale to jest mała część tego świata. I jeszcze jeden czynnik: w świecie arabskim nie ma jedności. Jednakowo potrafią spojrzeć tylko na jedną rzecz - na tematykę wywiadu, którego udzielam "Super Expressowi" - bowiem jednogłośnie opowiadają się za niepodległością Palestyny. Ale od słów do czynów jest daleka droga, gdy jest multum podziałów. Mamy wiele państw arabskich, te państwa mają różne interesy, różne ambicje - bardzo często sprzeczne.

- Na świecie jest wiele kamienistych, pustynnych, nieurodzajnych obszarów, na których ludzie się masakrują. Media szybko tracą zainteresowanie nimi. Ale Izrael i Palestyna nie schodzą z pierwszych stron gazet. Dlaczego?

- O tym, że konflikt izraelsko-palestyński nie jest konfliktem lokalnym, świadczy nie tylko duża liczba rozrzuconej po świecie diaspory żydowskiej i diaspory palestyńskiej, ale też to, że rozgrywa się on na obszarze świętym dla wyznawców kilku religii - jest więc podsycany również religijnie. W takim ujęciu jest to już nie tylko sprawa ludzi stojących w dłoniach z flagą Izraela lub Palestyny, lecz - gdy kule wybuchają koło najświętszych meczetów - jest to również sprawa chociażby jednego miliarda trzystu milionów muzułmanów.

- Obydwie strony konfliktu uważają się za prawowitych gospodarzy na spornych terenach. Ile w Palestyńczykach jest z biblijnych Filistynów, a ile w izraelskich Żydach - po trwającej tysiące lat wędrówce - jest z biblijnych Judejczyków? To już trochę trąci teorią czystości rasowej...

- Jest to argumentacja polityczna, a nie faktyczna. Liczy się cel, a nie fakty. Bo przecież swoją obecność należy w jakiś sposób usprawiedliwić.

- Tak jak polską obecność w zbudowanych przez Niemców miastach nad Odrą tłumaczono słowiańskimi początkami tych ziem...

- Na obszarach izraelsko-palestyńskich, gdzie ludzkie osadnictwo trwa od tysięcy lat - gdzie powstawały i upadały cywilizacje - wszyscy się mieszali. Palestyńczycy są więc nie tylko, w jakiejś części, potomkami Filistynów, ale mają też wspólne korzenie z Żydami, z którymi dziś walczą. "My tu byliśmy zawsze, a oni przyszli po nas" - to jest argument rzucony dla pospólstwa, gdyż może pociągnąć tłumy.

- Czy bez potężnego wsparcia finansowego udzielanego izraelskiej armii przez Stany Zjednoczone to państwo mogłoby dawać sobie radę w takim zakresie jak teraz?

- To jest świetnie zorganizowane państwo. Dysponuje nie tylko siłą militarną, ale też skuteczną siłą polityczną i dyplomatyczną.

- Wróćmy do sprawy najświeższej. Dlaczego właśnie teraz doszło do eskalacji konfliktu?

- Mogło do niej dojść pięć dni wcześniej, mogło i pięć dni później. Nie było jakiejś wyjątkowej przyczyny poza tą jedną, że jak ogień się pali w składzie z beczkami z prochem, to one co i raz wybuchają. Rządzący Strefą Gazy Hamas domagał się otwarcia granic, gdyż politycznie i gospodarczo znajdował się w bardzo trudnej sytuacji, a dla Izraela nie do przyjęcia jest istnienie Hamasu - arcywroga.

- Blokada granic głodzi nie tylko ludzi w kominiarkach - zresztą, jakby to powiedział Jerzy Urban, rząd wyżywi się sam - lecz trzyma w nędzy całe społeczeństwo palestyńskie...

- Bo jest to klasyczny zamknięty krąg. Wyjściem jest tylko dialog. Rzecz w tym, że Izrael swoją państwowość budował w sposób brutalny, bezwzględny, często posługując się metodą faktów dokonanych - metody te, jeśli można tak to ująć, odziedziczył po państwach kolonialnych.

- Opinię międzynarodową szokuje to, że takie metody stosuje naród, który ponad pół wieku temu był skazany na zagładę...

- Arabowie tak tego nie widzą. Dla nich Żydzi to my - Zachód. A co się tyczy metod... Tak, to szokujące. Ale może działają tak właśnie dlatego, że mają to odium Holocaustu - i za wszelką cenę nie chcą więcej być ofiarami. Jednak Izrael w końcu musiał zmiękczyć swoje metody, zacząć negocjować. Do tej pory negocjacje doprowadziły do powstania półpaństwowości palestyńskiej.

- Ich celem jest pełnowartościowa państwowość. Czy ten proces nie trwa zbyt długo?

- Uważam, że taka powolność jest lepszym rozwiązaniem. Nagłe powstanie państwa jeszcze bardziej zradykalizowałoby ten konflikt. Przedmiotem targu jest przecież nie tylko ziemia, lecz państwo. To, co jest teraz, to są nieuniknione konwulsje przed narodzinami państwa palestyńskiego. Bo ja wierzę, że ono w końcu się narodzi. Chociaż to, co się teraz dzieje, cofa ten proces o kilka kroków.

Prof. Janusz Danecki

Wybitny arabista, islamista, językoznawca (poliglota) i literaturoznawca. Obecnie wykłada na UW i w SWPS. Ma 62 lata

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki