Posłanka PiS: Ktoś chciał mnie zabić

2008-11-05 7:00

- Niewiele brakowało, a wylądowałabym na cmentarzu. Najwyraźniej Bóg czuwał nade mną i dlatego żyję - wyznaje roztrzęsionym głosem Iwona Arent (40 l.), posłanka PiS. Kilka dni temu przeżyła dramatyczne chwile. Ktoś poodkręcał śruby w kole samochodu, którym jechała do Sejmu. Tylko cudem nie doszło do tragedii.

Miniony tydzień. Olsztyn. Posłanka Arent spieszy się na ważne posiedzenie komisji. Do Warszawy wiezie ją kolega. Pojazd ma za szybą oznakowanie Kancelarii Sejmu. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów w srebrnym chryslerze rozlega się stukot. - Na początku myśleliśmy, że to łożysko albo kapeć. Ponieważ spieszyłam się, postanowiliśmy jakoś dojechać do celu - wyjaśnia Arent. Kiedy już zaparkowali pod Sejmem, posłanka pobiegła na komisję, zaś kolega zaczął sprawdzać samochód. - Okazało się, że koło ledwo trzymało się auta. Wystarczyło pchnąć nogą, by odpadło - opowiada z przerażeniem parlamentarzystka.

W Olsztynie samochód był zaparkowany na Starówce, którą obserwują kamery monitoringu. - Dziwna sprawa, ale moment odkręcania śruby w kole nie został zarejestrowany - zachodzi w głowę posłanka. Najwyraźniej zamachowiec znał sposób działania kamery. Policja w trybie pilnym zaczęła wyjaśniać okoliczności zamachu na posłankę. Arent nie ma złudzeń - o przypadku nie może być mowy, zwłaszcza że wcześniej dostawała anonimy z pogróżkami. Były układane z liter powycinanych z gazet. Straszono ją, że jak będzie się wychylać... zostanie zniszczona.

Posłanka o blond włosach w Sejmie jest twarda i bezkompromisowa. Nie boi się trudnych tematów i wyzwań - organizuje referendum w sprawie odwołania prezydenta Olsztyna oskarżanego o gwałt na sekretarce, broni ludzi przed niemieckimi roszczeniami. Od dawna drąży także sprawę porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika ( 27 l.). Arent przyznaje, że ostatnie zajście mocno ją przeraziło. - Boję się, ale z żadnej ze spraw, którymi się zajmuję, rezygnować nie zamierzam - deklaruje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki