Lekarze nic nie zrobili, pielęgniarka tylko zmywała krew

i

Autor: reprodukcja Katarzyna Zaremba/SUPER EXPRESS Lekarze nic nie zrobili, pielęgniarka tylko zmywała krew

Kalendarium śmierci na izbie przyjęć. Tak umierał 39-letni Krzysztof [WIDEO I ZDJĘCIA]

2019-03-22 17:39

Te twarze śnią mu się po nocach. Twarze lekarzy z izby przyjęć Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego. Twarze ludzi, którzy mimo próśb godzinami patrzyli obojętnie na cierpienie jego brata Krzysztofa (+39 l.). Mężczyzna konał przez 12 godzin. - Lekarze nic nie zrobili, tylko sprzątaczka zmywała krew z podłogi – mówi Tomasz Siwecki (40 l.).

Dla Krzysztofa i jego bliskich to był czarny, przerażający poniedziałek. - Rano pojechaliśmy do lekarza pierwszego kontaktu, bo z noga Krzyśka było źle. Bolała, była cała purpurowa, lała się z niej krew połączona z jakąś wydzieliną. Pani doktor pilnie skierowała nas do szpitala. Wybraliśmy najbliższy. O 10:30 weszliśmy na izbę przyjęć – opowiada Tomasz Siwecki.
Na dzień dobry Krzysztof dostał kategorię zieloną, czyli tę, którą obsługuje się w ostatniej kolejności. - Dopiero o dwunastej zawiozłem brata na wózku na badanie Dopplerem. Kiedy się skończyło wróciliśmy na izbę i nadal nic się nie działo – mówi Tomasz Siwecki. - Próbowałem zainteresować lekarzy stanem brata. Zachowywali się obojętnie. Zadawali zdawkowe pytania, po czym odchodzili. Któryś z nich krzyknął, żeby jechać na drugie piętro, ale nie powiedział kogo tam szukać. Jeździłem z bratem i wchodziłem do lekarskich gabinetów. Nikt nic nie wiedział. A z nogi się lało. Było pełno tych plam w windzie i na korytarzu. I tylko pani sprzątająca co kilkanaście minut podchodziła, wycierała plamy krwi i zmieniała ręczniki pod nogą brata...

Jeździłem z bratem i wchodziłem do lekarskich gabinetów. Nikt nic nie wiedział. A z nogi się lało. Było pełno tych plam w windzie i na korytarzu. I tylko pani sprzątająca co kilkanaście minut podchodziła, wycierała plamy krwi i zmieniała ręczniki pod nogą brata...

Mijały godziny. Około 17.20 zmierzono leżącemu już na kozetce Krzysztofowi ciśnienie. Miał 66/46, był bliski zapaści. Mimo to przez kolejne dwie godziny nikt się nim nie zainteresował. - W szpitalu była już wtedy nasza mama. Prosiła medyków, żeby zajęli się Krzyśkiem, ale na próżno – mówi Tomasz Siwecki.
Personel izby przyjęć zabrał się do działania dopiero wtedy, gdy Krzysztof zwymiotował, a po chwili stracił przytomność. Było to ok. 19:20. - Wtedy się nim zajęli, tylko trochę późno. Brata trzeba było kilka razy reanimować. O 21 poinformowano nas, że ma przyjechać ambulans i zawieźć Krzyśka do Chorzowa. Przyjechał, ale go nie zabrał, bo o 22 brat już był martwy – kończy pan Tomasz.
Pogrzeb Krzysztofa Siweckiego odbędzie się dziś w sosnowieckiej katedrze o godz. 12. Tymczasem sprawę bada katowicka prokuratura okręgowa. Zna już wyniki sekcji zwłok, ale dla dobra śledztwa ich nie ujawnia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki