Odtąd, żeby malować tak, jak komuś gra w duszy, nie trzeba było katować setek szkiców gipsowych odlewów, kopiować malarstwa klasycznego i powielać wzorców, które od dawna dla nikogo wzorami być nie powinny.
Fałat, w dzieciństwie i młodości zadziorny Julek, a z ukraińska Jula, nie miał pojęcia, że kiedyś będzie malował. Wiedział za to, że nie chce się uczyć i lekcji odrabiać nie będzie, a po ojcu fachu organisty nie obejmie, bo grania nie lubił jeszcze bardziej. Tak więc główny akademicki ośrodek artystyczny w zaborze austriackim musiał zaczekać, aż Jula zacznie wreszcie coś lubić i stanie się w tym mistrzem.
Farbki, nie farby
Zaczęło się od pierwszej lekcji „podstaw rysunku i malarstwa” w przemyskim gimnazjum, z którego ciurkiem uciekał, i którego ostatecznie nie ukończył. Porzucając szkolne mury z ich arytmetyczną katownią i łacińską salą tortur, wiedział już, że chce malować. Farby olejne, w pięknej drewnianej kasetce, stojące w witrynie sklepu kosztowały majątek. Dużo tańsze były akwarele. Porządnej firmy mydlarskiej, w szklanych słoiczkach. To ich cena wyznaczyła kierunek, w którym rozwinął się jeden z największych polskich talentów malarskich przełomu wieków.
Kiedy w 1869 r. 16-letni Juliusz Fałat stanął przed murami krakowskiej uczelni, nie miał matury. W wytartych butach, chudy jak patyk, ale czysty, z zadbana fryzurą i paznokciami, przestąpił próg. Teczka z pracami, które przyniósł pękała w szwach. Piękna kreska! – zachwycali się znawcy rekrutujący studentów – i jakie subtelne nakładanie kolorów! Prawdziwe odkrycie – cieszyli się profesorowie. Mieli jedynie niewielkie wątpliwości, czy „młode chłopię”, które przytaszczyło na poły rysunkowy, a na poły malarski dorobek jest rzeczywiście jego twórcą. Bo miał podejrzanie czyste ręce (był pedantem). Prace były dojrzałe, miejscami nawet „przestudiowane”, co w artystycznym żargonie oznaczało, że autor chciał wyrazić nimi więcej obserwatorskich odkryć, niż zdołał udźwignąć papier. A to oznaczało wielkie ambicje.
Smak konserwy
W tym samym czasie, kiedy Fałat pobierał pierwsze lekcje rysunku od prawdziwych profesorów, Wyspiańskiego bujano w kołysce wyrzeźbionej przez jego ojca. Za wcześnie jeszcze było na prawdziwe, jak mówili krakowianie, „rewolucyje” w sztuce malarskiej i rysunkowej. Powiedzieć, że było klasycznie, to powiedzieć za mało. Przed Matejką krakowska uczelnia kochała się w antyku, niczym akademia, którą nie była. Nic więc dziwnego, że nastoletni Fałat znikał z lekcji studiowania rzymskiego ekwipunku, którego kunszt należało następnie oddać cieniowaniem w taki sposób, żeby było ładnie, schludnie, a dla ignorantów – przyszłych klientów – imponująco.
W beztroskim studiowaniu przeszkadzały Julianowi Fałatowi: bieda, ciężkie prace fizyczne, jakie musiał wykonywać by kupić jedzenie i akwarele, ale przede wszystkim brak zrozumienia u konserwatywnych profesorów. Wszystko co oceniali, a co wychodziło spod wyszorowanej szarym mydłem ręki młodego Fałata, było nie takie, jak być powinno. Malowane z talentem i pasją, bez języka na wierzchu, prace Julka były dla nich zawsze jakieś „zbyt”, „nazbyt” lub „nie dość”: zbyt nonszalanckie, nazbyt nerwowe (to oznaczało, że malarz nakładał plamy szybko i sprawnie), nie dość staranne. Ostatecznie Fałat porzucił edukację w Krakowie nie dlatego, że był tam odrzucany jako artysta, ale dlatego, że nie miał pieniędzy na czynsz.
Kolej na sztukę
Umiejętności zdobyte wielogodzinnym cyzelowaniem światłocienia greckich tog pozwoliły mu zdobyć posadę rysownika u doktora Stanisława Krzyżanowskiego, historyka i zapalonego mediewisty. Studenci kpili, że wpadł z deszczu pod rynnę i nie dane mu będzie nosa wyściubić poza średniowiecze. Ale nie było tak źle. Wyjeżdżając z Krakowa, Fałat rozpoczynał podróż życia. Z Krzyżanowskim, podobnym do niego niemal bliźniaczo, zjeździł cały Wołyń, Podole, Ukrainę. Feliks Gąsiorowski, architekt z Odessy, zatrudnił go jako rysownika i namówił na studia. Najpierw w Zurychu, potem w Monachium. Nie wytrzymując w murach żadnej z uczelni, dojrzewający artysta za pieniądze dokumentował budowę kolei żelaznej. A dla przyjemności oraz aby, jak mówił, „trenować rękę i oko”, tworzył większe sceny i małe scenki rodzajowe.
Zapis z jego pamiętnika najlepiej oddaje ten czas: „Rysuję i maluję wszystko: krowy, kozy, góry i moich przyjaciół starszych i młodszych. (…) Podczas pracy na linii zapełniam moje notatki techniczne rysunkami zupełnie nietechnicznymi”.
W roku 1873, zaledwie 6 lat po tym, jak krakowską ulicą dźwigał teczkę z dorobkiem do Szkoły Sztuk Pięknych, Fałat podjął studia na monachijskiej Królewskiej Akademii Sztuki, stając się jednym z najpracowitszych studentów. Ku własnemu zdumieniu, jego akwarele zachwycały, tempery budziły zazdrość, a szkicami upajali się znawcy rysowniczego kunsztu. W krótkim czasie stał się gwiazdą szkoły i miasta, i wreszcie zyskał pieniądze – ze stypendium oraz za rysunki, które ukazywały się w prasie polskiej i niemieckiej.
Śnieg i zwierz
Był to wstęp do przyszłości, w której Fałat stworzy kanon malarskich scen: polowań z jednej strony (hobbystyczne zabijanie leśnych zwierząt było jego bzikiem), a śnieżnych pejzaży z drugiej. Ceniono zarówno napięcie drzemiące w tych pierwszych, jak i spokój zaśnieżonych przestrzeni. Już jako ledwie opierzony twórca Fałat byłby w stanie przewietrzyć krakowską uczelnię, wnosząc do niej powiew modernizmu, to jest tego wszystkiego, na skutek czego mistrz Matejko dostawał kataru kiszek lub popadał w stan przygnębiająco odmienny od tego, który przystoi profesorowi wysokiej klasy. Tymczasem Fałat zmienił byle jaki chałat na ubranie więcej niż porządne, bez jednego choćby pyłku czy zagniecenia.
Po studiach, ukończonych z medalem, wyjechał do Warszawy, w której wcześniej już wystawiał w Zachęcie. Na zewnątrz idealnie skrojony, nie niepotrzebnie wytworny, ale też niepospolicie elegancki, wewnątrz nosił niespokojnego, rozchełstanego ducha. Miał niezaspokojony głód wrażeń, podróży, sycenia talentu doświadczeniem. A więc Włochy. A więc Paryż. Potem Hiszpania, a wreszcie podróż dookoła świata. Po powrocie miał już w swoim pędzlu japońskie naleciałości. Zanotował: „Wróciłem do Warszawy innym artystą”.
Miłośnik polowań i cesarza
Wrócił i zaczął jeździć na proszone polowania. Z Radziwiłłami, z arystokracją i plutokracją, jak sam kwitował swoje przygody w kniei. Po jednym z takich wypadów kazał sprawdzić, czy cała nagonka wróciła z lasu, nie był bowiem pewny, co upolował. „Coś padło – opowiadał potem – ale co?” Całe lata rysował też dla cesarza, wystawiał w Berlinie, Monachium i Dreźnie. Prasa niemiecka widziała w nim objawienie. To nie spodobało się krakowskim studentom sztuki, których szkołę w 1900 r. słusznie zaczął reformować. Na zasadzie „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, podnieśli bunt. Komisarz Galicji na Wystawie Światowej w Paryżu, malarz o szerokiej sławie, uległ presji młodzieży. Musiał złożyć dymisję ze stanowiska rektora.
Patriotyzmu dowiódł pracując na froncie jako malarz Legionów. Po odzyskaniu niepodległości był przez chwilę dyrektorem Departamentu Sztuki w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Potem przeniósł się do Torunia, wznosząc jednocześnie willę „Fałatówkę” w Bystrej – słynny towarzyski ośrodek wymiany myśli artystycznych oraz wszystkich, jakie przyszły do głowy licznym gościom. W końcu, a w jego przypadku także pod koniec, osiadł na stałe właśnie w Fałatówce. Zmarł w 1929 r. Po latach, w jednym z katalogów aukcyjnych (na aukcjach „Fałaty” zawsze stoją świetnie) ktoś zrobił błąd w tytule kopii jego obrazu „Autoportret w zimowym okryciu”, pisząc „Autorytet w zimowym okryciu”. Nic dodać, nic ująć.
Włoska żona
Piękna Włoszka Maria Luiza Comello Stuckenfeld poślubiła Juliana Fałata w 1900 r. w Kętach. Miała 21 lat, pan młody 47. Poznali się w pobliskich Łękach na dworze Wrotnowskich za pośrednictwem siostry zmartwychwstanki, Matki Celiny Borzęckiej. Młoda Włoszka, hrabianka spokrewnioną z Habsburgami, znajdowała się pod jej opieką.
Od 1910 r. Fałatowie z dziećmi: Heleną zwaną „Kuką”, Lucjanem „Mimi” i Kazimierzem „Togo” zamieszkali w posiadłości w Bystrej na Śląsku Cieszyńskim. Maria Luiza nie lubiła tego miejsca, było jej za zimno, tłumaczyła się tym, że ma włoskie pochodzenie i woli słońce. Jak tylko Fałatowie mieli pieniądze, to wyjeżdżała do Chorwacji czy do Włoch.
Na początku I wojny światowej, pojechała z dziećmi do dzisiejszych Karlowych Warów i tam zmarła mając 37 lat.
Igo Sym – zięć Fałata
Igo Sym był jedną z największych gwiazd przedwojennego kina i estrady. Jego ojciec był Polakiem, matka Austriaczką.
Na początku 1920 r. poznał Helenę Fałat, pobrali się kilka miesięcy później, ale małżeństwo nie było udane. Helena była przyzwyczajona do luksusów, których mąż nie mógł jej zapewnić, dlatego Fałatowie wspierali ich finansowo. W końcu Helena odeszła od męża, zabrała ich syna, który zmarł w wieku 9 lat na zapalenie opon mózgowych. Niedługo później ona sama popełniła samobójstwo. Igo Sym już nigdy nie związał się na stałe z żadną kobietą.
W czasie wojny został największym niemieckim kolaborantem wśród aktorów. Okupacyjne władze zrobili go kierownikiem teatru i kina przeznaczonego tylko dla Niemców. Wyrok śmierci za kolaborację na Syma, wydany przez Wojskowy Sąd Specjalny ZWZ zatwierdził osobiście gen. Stefan „Grot” Rowecki. Wykonano go 7 marca 1941 roku.
Przyjaciel Axent
Teodor Axentowicz był jednym z najbardziej znanych i cenionych polskich portrecistów.
Malarz, pedagog, ważna postać w życiu kulturalnym nie tylko Krakowa, ale i Polsk. W Londynie i Paryżu obracał się wśród elit artystycznych i intelektualnych, zasłynął tam jako mistrz eleganckich i finezyjnych portretów kobiecych. Obok nich tworzył także malownicze sceny rodzajowe. Przez trzydzieści lat był profesorem w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W 1910 r. został pierwszym powołanym w wyborach rektorem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Współpracował z Wojciechem Kossakiem i Janem Styką przy realizacji „Panoramy Racławickiej”. Należał m.in. razem z Fałatem, do grona członków-założycieli Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka” w 1897r., reprezentującego polską sztukę w ramach międzynarodowego ruchu wystawienniczego. Był też założycielem i właścicielem szkoły malarskiej dla kobiet. Swoje prace prezentował nie tylko w Polsce, ale także w Niemczech, USA, Wielkiej Brytanii, Austrii, Włoszech, Francji i w Czechach.
Malarz polskich zwycięstw
Wojciech Kossak, słynny i ogromnie popularny malarz, autor ok. dwóch tys. obrazów. Są wśród nich m.in. „Olszynka Grochowska”, „Sowiński na szańcach Woli” i oczywiście, namalowana razem z grupą artystów pod kierownictwem Jana Styki, „Panorama Racławicka”.
Urodził się w Paryżu, miał brata bliźniaka Tadeusza. Ich ojciec Juliusz był cenionym malarzem i pierwszym nauczycielem Wojciecha, który uczył się też w Monachium i Paryżu.
Kossak razem z Fałatem, który był pomysłodawcą, zostali autorami „Panoramy Berezyńskiej”. Fałat przypisywał sobie autorstwo pracy mimo, że to Kossak namalował większość postaci na obrazie. Między malarzami doszło do konfliktu, który zakończył się pojedynkiem na pistolety 16 grudnia 1900 r. w ursynowskim Parku przy Bażantarni. Obydwaj panowie przeżyli.
Kossak był wziętym malarzem, miał dużo zamówień, bardzo dobrze zarabiał, dużo podróżował. Mieszkał z rodzinnej willi zwanej Kossakówką w Krakowie, która była ośrodkiem życia towarzyskiego i artystyczno-literackiego. Tu przyszły na świat jego dzieci: malarz Jerzy, poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i satyryczka Magdalena Samozwaniec. Zmarł z pędzlem w ręku w 1942 r.
Wilhelm II Hohenzollern ostatni cesarz Niemiec
Fałat poznał Wilhelma Pruskiego podczas polowania w Nieświeżu u książąt Radziwiłłów w 1886 r. Dwa lata później Wilhelm został cesarzem. Zaprosił artystę do Berlina. Tam Fałat przez 10 lat był nadwornym malarzem, wielokrotnie wyjeżdżał do myśliwskiej rezydencji cesarza w Hubertusstock.
Wilhelm II urodził się w 1859 r., służył w wojsku, studiował prawo i nauki polityczne w Bonn. Wkrótce po objęciu tronu młody cesarz i król Prus zmusił do dymisji żelaznego kanclerza Otto von Bismarcka. Zerwał sojusz z Rosja, skonfliktował się z Francją i Anglią. Wilhelm II nie miał odpowiedniej charyzmy, nie nadawał się do sprawowania władzy, w czasie I wojny światowej nie miał praktycznie wpływu na decyzje polityczne, o wszystkim decydowali generałowie. Większość wojny przesiedział w Pszczynie, która była główną kwaterą wojsk niemieckich.
Abdykował w listopadzie 1918 r. w wyniku tzw. rewolucji listopadowej. Przeniósł się ze swej kwatery wojskowej do Holandii, która udzieliła mu azylu, tam zmarł w 1941 r.
Premier, muzyk, naukowiec
Antoni Ponikowski był premierem ponadpartyjnego rządu, w którym Fałat pełnił funkcję dyrektorem Departamentu Sztuki.
Polityką interesował się jeszcze przed I wojną światową, w 1918 r. pełnił obowiązki premiera Królestwa Polskiego przy Radzie Regencyjnej.
Na stanowisku szefa rządu znalazł się ponownie trzy lata później. Był premierem w tzw. rządzie fachowców, ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego, kierował też Ministerstwem Kultury i Sztuki. Jego rząd upadł wobec wotum nieufności ze strony Józefa Piłsudskiego. Później Ponikowski pełnił szereg funkcji publicznych i pracował naukowo, był specjalistą w zakresie geodezji. Karierę naukową uwieńczył stanowiskiem rektora Politechniki Warszawskiej. Był nim dwukrotnie: w latach 1923 – 1924 i zaraz po II wojnie światowej.
W okresie okupacji wykładał na tajnych kompletach dla studentów Wydziału Architektury PW, brał udział w konspiracyjnych pracach programowych nad budową polskiego szkolnictwa wyższego po wojnie. Poszukiwany przez gestapo musiał się ukrywać. Jako wielki miłośnik muzyki i śpiewu, założył chór, był członkiem komitetu budowy pomnika Fryderyka Chopina w Warszawie. Zmarł w 1949 r.