Ich pięcioletni syn Mateuszek po cichutku bawił się zapalniczką w stodole. Niechcący wzniecił ogień. Choć z całych sił próbował plastikowym wiaderkiem zabawką ugasić pożar - nie udało się. Gaszenie pożaru zajęło strażakom prawie 6 godzin. Państwo Sokołowscy stracili dobytek wart 120 000 złotych. Chłopcem ma zająć się sąd rodzinny.
- Mamo, tato, bardzo was przepraszam, ja tego nie chciałem - mówi skruszony Matuszek, poprawiając kask strażacki na swojej blond główce. - Jesteśmy teraz prawie bankrutami, ale przy pomocy ludzi jakoś na nogi staniemy. Najważniejsze, że synkowi nic się stało - mówi Bożena Sokołowska, mama chłopca.