Zamiast jednego przedmiotu dla wszystkich będzie kilka ścieżek do wyboru. Jednym uczniom szkoła zaproponuje "konserwatywne" zajęcia o życiu w rodzinie, możliwe, że na nich prezerwatywy nie zobaczą, a z antykoncepcji poznają wyłącznie naturalne metody regulowania poczęcia. Na równoległych zajęciach ich koledzy z tej samej klasy dowiedzą się o różnych sposobach antykoncepcji, w tym: jak nakładać prezerwatywę. Jeszcze inni będą dodatkowo rozmawiać o homoseksualizmie lub o prawach kobiet.- czytamy na stronie internetowej „Gazety”.
Nowa ministra edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska chce pogodzić rozbieżne światopoglądy rodziców. Z edukacją seksualną ma być jak z religią, gdzie uczniowie mają teoretycznie do wyboru etykę. Ministra tuż po objęciu stanowiska zadeklarowała, że z edukacją seksualną zrobi wreszcie porządek, bo od lat trwa impas- pisze „Gazeta”.
Czytaj też: Kluzik-Rostkowska nie szasta pieniędzmi
Potrzebę zwrócenia szczególnej uwagi na problem edukacji seksualnej w szkołach zauważają również edukatorzy seksualni i środowiska liberalne, które walczą o obowiązek takiej edukacji w szkołach. Jednak spotyka się to ze sprzeciwem konserwatywnej części społeczeństwa. Według niej rozmowy o prezerwatywach są równoznaczne z namawianiem dzieci do uprawiania seksu, a wiedza o homoseksualizmie grozi zaburzeniami orientacji.
Zobacz również: Arcybiskup Michalik: To szkoła uczy dzieci seksu!
Według Tomasza Garstka, edukatora seksualnego, autora podręcznika do WDŻ wycofanego ze szkół za informacje o homoseksualizmie - Edukacja seksualna powinna być w szkole nie tylko obowiązkowa i niezależna od woli rodziców, ale i specjalnie promowana. Natomiast seksuolog Zbigniew Izdebski dodaje, że "Od ponad 20 lat powtarza, że edukacja seksualna musi być obowiązkowa". Jednak zaznacza, że "stracił już nadzieję, że to się uda".
Zdaje się, że jego obawy są uzasadnione, gdyż ministra Kluzik-Rostkowska zastrzegła, że nowa edukacja seksualna nadal będzie nieobowiązkowa.