Koszela: Mój tata umarł, bo pogotowie jechało 6 godz.

2011-01-29 17:12

Choć Bazyl Osa (†64 l.) z Koszeli (woj. podlaskie) przez pół życia honorowo oddawał krew, to kiedy sam znalazł się w potrzebie, pogotowie odmówiło przysłania karetki. Pomoc nadeszła o 6 godzin za późno! - Ojciec przez 35 lat oddawał krew i tak mu służba zdrowia podziękowała - mówi syn zmarłego Krzysztof (27 l.).

Dramat rozpoczął się o 6 rano. - Mąż wymiotował, traciliśmy z nim kontakt - relacjonuje Anna Osa (67 l.), żona pana Bazyla. Syn wykręcił numer pogotowia w Bielsku Podlaskim i opisał stan ojca.

- Dyspozytorka powiedziała, bym przywiózł tatę, bo to nie są niepokojące objawy - załamuje ręce 27-latek. Stan pana Bazyla pogarszał się, rodzina ponowiła prośbę o karetkę.

Przeczytaj koniecznie: Moja żona umarła, bo pogotowie nie dojechało

Doczekali się... 6 godzin po pierwszym telefonie! Umierający mężczyzna został odwieziony do szpitala w Białymstoku, gdzie zmarł.

- Gdyby karetka przyjechała od razu, tata by żył - mówi Krzysztof. Rodzina zmarłego złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez dyspozytorkę pogotowia.

- Rozumiem ból rodziny, ale dyspozytorka zachowała się prawidłowo - zapewnia Mirosław Tarasiuk (35 l.), dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku. - W takich wypadkach należy hamować emocje i bardzo dokładnie opisywać dyspozytorom objawy. Wtedy unikniemy nieszczęść - apeluje Tarasiuk.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki