O. Maciej Zięba: Zostawiłem dziewczynę dla Boga

2010-09-18 13:00

Ojciec Maciej Zięba, słynny dominikanin, który kieruje Europejskim Centrum Solidarności, spowiada się "Super Expressowi". Wczoraj ujawnił nam, że kilka lat temu zachorował na depresję i próbował z niej wyjść, pijąc alkohol. Dziś opowiada nam, jak to się stało, że jako przystojny młodzieniec poświęcił miłość do kobiety dla służby Kościołowi i Bogu.

W dzieciństwie byłem niezłym łobuzem. Broiłem sporo. Mama powiedziała mi później, że byłem niełatwym dzieckiem, ale wspaniałym starszym bratem (ma trójkę rodzeństwa, red.). Szkoły nie lubiłem, ale stopnie miałem bardzo dobre.

Do zakonu wstąpiłem w 1981 roku. Późno. Miałem wtedy 27 lat. Ale powołanie odkryłem dwa lata wcześniej w trakcie koncertu, na którym byłem z moją dziewczyną. Nikomu o tym nie powiedziałem. Ale skutki były. Dziewczyna boleśnie przeżywała moje odejście. Dopiero kiedy już byłem w zakonie, powiedziała, że cieszy się, że nie zostawiłem jej dla innej dziewczyny, ale dla Pana Boga.

Przeczytaj koniecznie: Janusz Palikot szantażuje Donalda Tuska

W czasach PRL współpracowałem z opozycją, a potem z Solidarnością. Przez to pod moim domem stały czasem nawet cztery samochody UB. W każdej chwili mogli zrobić ze mną, co chcieli - pobić, zamknąć w więzieniu lub nawet zabić. Obawiałem się, że w trakcie rewizji podrzucą mi na przykład jakieś narkotyki i będą mieli na mnie haka. SB wolało jednak nękać moją mamę, bo jak napisali w raporcie - "Zięba bardzo kocha swoją mamę".

W tych dokumentach przeczytałem, że nie jestem osobą, którą da się kupić. Moja sprawa miała kryptonim "Twardy", ale ja czułem się bardzo miękki. Po wstąpieniu do zakonu studiowałem filozofię i teologię. Zakochałem się wtedy w metafizyce. Rok spędziłem w Niemczech, gdzie zbierałem materiały do doktoratu. Cieszyłem się z wyjazdu, bo wcześniej jako człowiek opozycji nie mogłem otrzymać paszportu.

Patrz też: Wielkie święto komunikacji

Pamiętajmy, że wszyscy wtedy żyliśmy w przekonaniu, że umrzemy pod władzą komunistyczną. Wschód i Zachód uzbrojone były po zęby w broń nuklearną i nikt nie chciał zmian, bo oznaczałoby to wojnę atomową. Jedynym człowiekiem na świecie, który miał wizję zjednoczenia Europy był Jan Paweł II.

Po powrocie do Polski zostałem dyrektorem wydawnictwa "W drodze". Później założyłem Instytut Tertio Millennio w Krakowie. A w 1998 roku zostałem wybrany na prowincjała polskich dominikanów i byłem nim przez dwie kadencje. To był niełatwy okres. Wielka odpowiedzialność za życie kilkuset ludzi.

Przez ostatnie trzy lata kierowałem Europejskim Centrum Solidarności. Pracowaliśmy bardzo ciężko. Teraz krytykuje się nas za przygotowanie obchodów 30. rocznicy powstania Solidarności, przekreślając to wszystko, co zrobiliśmy wcześniej. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz stwierdził, że w jego ocenie wyczerpały się możliwości dalszej współpracy. To zaskakująca decyzja, bo jeszcze w sierpniu dostałem od niego nagrodę za dobrą pracę. Co będę teraz robił? Mam jeszcze kilka ważnych projektów w ECS, a potem zapewne wrócę do Instytutu Tertio Millennio. Rozpocząłem też pisanie nowej książki. Ślub ubóstwa, który składamy w zakonie, oznacza, że nie mamy prywatnej własności, ale oznacza też zgodę na nagłe zmiany w życiu oraz na szarganie dobrego imienia. Więc to, co się teraz dzieje, jest wpisane w moje powołanie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki