Odejście posłów z PiS nie musi osłabić tej partii

2009-04-12 4:10

Kadrowe ruchy w Prawie i Sprawiedliwości przed wyborami ocenia socjolog Jarosław Flis.

"Super Express": - Z PiS zaczynają odchodzić posłowie. Czy to oznacza początek końca tej partii jako dużej formacji centroprawicowej?

Jarosław Flis: - Jak do tej pory wszystkie odejścia - tak z PiS-u, jak i z Platformy - a trochę już ich było: Dorn, Rokita, Ujazdowski, Olechowski, Płażyński, w jakiś szczególny sposób nie przeszkadzały tym partiom. Nie zmieniło to ich notowań, a może nawet, kto wie, w niektórych sprawach dzięki tym odejściom oba ugrupowania zyskały.

- Czy jest jednak taki moment, po którym zacznie się reakcja łańcuchowa i polska scena polityczna ulegnie zasadniczej zmianie?

- Nie można wykluczyć takiego scenariusza. Odejście posłów z PiS rzeczywiście ma konkretny wymiar: partia ta nie jest w stanie popierać prezydenckiego weta. Powstaje pytanie, jak będą głosować posłowie, którzy opuścili szeregi PiS, np. czy poseł Libicki będzie głosował ramię w ramię z posłami SLD za odrzuceniem weta prezydenta. Tego pewien bym nie był. Natomiast na pewno oznacza to tyle, że Platforma może negocjować z takimi posłami poparcie w sprawie konkretnych rozwiązań.

- No właśnie, co dla PiS oznacza odejście posła Marcina Libickiego?

- Sprawa nie jest jednoznaczna w samym PiS. Libicki ma sympatyków i swoich obrońców. Na pewno jest to kosztowna decyzja dla tej partii. Z drugiej strony, są tam - w Poznańskiem - tacy, którzy się z tego cieszą. Tamtejsze PiS ze względu na wielkość województwa to duże środowisko - chętnych do przejęcia schedy po Libickim na pewno nie zabraknie.

- Napięta sytuacja jest też w PiS w Bydgoszczy, gdzie jako "jedynka" w wyborach do europarlamentu został wyznaczony przez centralę Ryszard Czarnecki...

- W tym przypadku pojawia się jeden konkretny problem. PiS w województwie bydgoskim może liczyć tylko na jeden mandat. I ten mandat wcale nie jest pewny - np. gdyby notowania gdzieś na Dolnym Śląsku poszły trochę w górę, a w Kujawsko-Pomorskiem poszły w dół, może się okazać, że Bydgoszcz nie dostanie żadnego mandatu. Nie jest też tak, że Czarnecki na pierwszym miejscu jest nie do pokonania, ale z pewnością stanowi kłopot dla tych, którzy liczyli, że "jedynka" z Bydgoszczy będzie kandydatem lokalnym. Zrzucenie tam spadochroniarza podcina skrzydła lokalnej organizacji partyjnej, która mniej się utożsamia z takim kandydatem niż z kimś z własnego środowiska.

Jarosław Flis

Socjolog, pracownik naukowy UJ, specjalista od mechanizmów władzy

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki