Omal nie zginęłam

2009-06-24 4:00

Twórczyni Teatru Sabat Małgorzata Potocka opowiada tylko nam, jak cudem uszła z życiem z rąk terrorystów i o tym, jak poradziła sobie, kiedy myślała, że wszystko straciła...

Rok 1985. Włoski statek "Achille Lauro". Występowałam tam ze swoją grupą baletową, gdy porwali go palestyńscy terroryści. Trzy dni i trzy noce czekania na śmierć. Wtedy człowiek o jednym tylko myśli: nie zginąć, a jeśli już, to żeby szybko i żeby nie bolało. Porywacze zabili pasażera, a potem co 5 minut mieli mordować kolejnego. Ale zdarzyło się coś niesamowitego. Na mostku kapitańskim usiadła mewa, a w religii muzułmańskiej Allah może być ptakiem. Kapitan to wykorzystał, powiedział do porywaczy, że jeśli Bóg daje im znak... Kto wie, może dlatego negocjacje się powiodły?

Terroryzm to straszna rzecz. Nagle człowiek przestaje być człowiekiem, staje się narzędziem w rękach terrorystów. Odtąd świat nie wydawał mi się już tak przyjazny, przestały mi się już podobać te moje wojaże. Chciałam znaleźć miejsce dla siebie, tu w Polsce...

Rok 1994, startuje kapitalizm. Wraz ze wspólnikami otwieram klub Tango w Warszawie. Mogłam to zrobić sama, ale wtedy ufałam ludziom. Nie zadbałam jednak o większościowe udziały.

Przeżyłam kolejne wielkie rozczarowanie. Wracam z występów z Londynu i nie mogę wejść do klubu. Przez szybę widzę, jak tną i niszczą moją wysuwaną scenę, na której tańczył mój balet. Z gazet dowiedziałam się, że sprzedano go pani Karolinie Wajdzie.

Zostałam oszukana, okradziona, strasznie psychicznie skopana. Świat mi się zawalił. Straciłam wszystko, swoje miejsce na ziemi, pieniądze. I wtedy... Zadzwoniła do mnie pani, która szyła dla mnie kapelusze na scenę i powiedziała mi, że Teatr Kameralny idzie pod młotek i jest szansa się o niego starać. A ja wtedy czułam się tak, że jak czegoś nie zrobię, to oszaleję. Udało się. Trzeba było zdobyć pieniądze na generalny remont, aby z rozpadającej się rudery coś stworzyć..

W 2001 r. otworzyłam Teatr Sabat. Znajomi mnie ostrzegali, ale ja sobie powiedziałam: co tam.

Jak mi nie wyjdzie, to jak Marilyn Monroe, szampan i luminal. Idę na całość!

Teatr działa, to jest moje miejsce na ziemi, moja pasja, moja adrenalina, moje prawie wszystko. Publiczność polubiła mój teatr. Również goście z całej Europy robią rezerwacje. Ale przyznam, to jest ciągłe wyzwanie.

Niewielu rzeczy w życiu żałuję. Na pewno tego, że mama nie dożyła momentu, gdy występuję na scenie. Ale tato był na wszystkich moich premierach.

Dostałam wiele szczęśliwych chwil od życia, za które Bogu mogę dziękować. Za to, że przeżyłam porwanie, że mam swój teatr, że jestem z Janem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki