PASAŻER POCIĄGU Intercity, Jan ŁYCZEWSKI: Ocalałem, choć jechałem w PIERWSZYM WAGONIE

2012-03-06 16:01

- Urodziłem się na nowo. A wyszedłem z życiem z tej przerażającej katastrofy, chociaż jechałem w pierwszym wagonie - cieszy się Jan Łyczewski (73 l.), który trafił do szpitala nr 5 w Sosnowcu.

Mężczyzna jechał pociągiem "Brzechwa" relacji Przemyśl - Warszawa Wschodnia. - Wracałem z Wieliczki, tam byłem u córki. Ona odwiozła mnie do Krakowa na dworzec. Wybrałem wagon za lokomotywą, podobno bywa najbezpieczniejszy. Okazało się inaczej... - mówi pan Jan.

Samego wypadku nie pamięta. - Akurat zacząłem czytać książkę i założyłem okulary. Potem tylko huk i ciemność. Te wszystkie obrażenia to widocznie od rozbitych okularów - pokazuje siniaki na twarzy. Stracił przytomność i gdy się obudził na noszach, widział tylko tłum biegających ludzi. - Jedyne wspomnienie, jakie kołacze mi się po głowie, to że było mi koszmarnie zimno. Brakowało mi jakiegoś koca lub czegokolwiek. Ale ważne, że ratownicy mnie wyciągnęli z tej stalowej pułapki - opowiada Jan Łyczewski.

Na szpitalnym łóżku zastanawia się ciągle, jak mogło dojść do tej katastrofy. Przecież nawet jak zawiedzie człowiek, są systemy bezpieczeństwa, które powinny zastąpić omylnych ludzi - mówi mężczyzna, z wykształcenia inżynier kolejnictwa. - Nie mieści mi się to w głowie. Przez 10 lat jeździłem pociągami w ramach pracy i nigdy nie przypuszczałem, że na starość przytrafi mi się wypadek - dodaje.

Rannego mężczyznę odwiedziła już w szpitalu żona. Ale ciągle nie wie, gdzie są jego rzeczy. Nie ma przy sobie telefonu komórkowego, dlatego kontakty z rodziną są utrudnione. Najważniejsze jednak, że nie ma żadnych złamań. - Mam tylko zszyte rany. Nie mogę się ruszać, wszystko mnie boli. Opieka w szpitalu jest bardzo dobra, ale chciałbym już wrócić do domu. Mam nadzieję, że dojdę do siebie w ciągu tygodnia. Pozostaje czekać - mówi na koniec.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki