Jego rozpędzona toyota siała postrach na ulicach miasteczka, bo kierowca zupełnie nie panował nad pojazdem. W końcu pijak dosłownie zmiótł swoim autem przechodzącą przez pasy Agnieszkę Waśkiewicz (31 l.) i jej syna Bartka (13 l.). - To jest zwykły morderca! - nie ma wątpliwości Jarosław Waśkiewicz, ojciec i mąż ciężko rannych ofiar pijaka.
- Takiemu bydlakowi to tylko kijem można wymierzyć sprawiedliwość - wykrzykuje pan Jarosław. - Niech się dostanie w moje ręce - dodaje mężczyzna.
To był dzień jak każdy inny. Bartek po lekcjach poszedł do mamy do pracy. Chłopiec poczekał na panią Agnieszkę i już po chwili razem wracali do domu. Przechodzili na pasach przez ulicę Warszawską, gdy zauważyli, że wprost na nich jedzie toyota.
Jak się później okazało, pijany w sztok kierowca stracił panowanie nad samochodem. Auto najpierw uderzyło w drzewo, potem skosiło znak drogowy i w ułamku sekundy znalazło się na przejściu dla pieszych. Matka i syn nie zdążyli nawet uciec na chodnik. Ciężki samochód zmiótł panią Agnieszkę i Bartka, a siła uderzenia była tak duża, że oboje wylecieli w powietrze.
I choć zarówno matka, jak i syn odnieśli bardzo poważne obrażenia, to lekarze ze szpitala w Biskupcu zapewniają, że ich życiu już nic nie zagraża.
Sprawca masakry Andrzej R. był tak pijany (ponad 3 promile alkoholu we krwi), że jeszcze kilka godzin po zatrzymaniu ledwo trzymał się na nogach. Pijanemu kierowcy grozi teraz do 4,5 roku więzienia oraz utrata prawa jazdy na 10 lat.