Pogorzałki. Mój syn trzy dni konał w krzakach

2013-07-31 14:31

Marek Markowski przez trzy długie dni żył w strachu o swojego syna Dariusza. Wiedział, że chłopak pojechał samochodem do swojej dziewczyny, ale zaraz miał wracać do domu. Jednak zniknął. Dopiero przechodzień odkrył zwłoki 21-latka uwięzione we wraku auta, ukrytego pod gęstą koroną powalonego drzewa.

Marek Markowski razem z synem Dariuszem (†21 l.) pracowali w ubojni w Tykocinie. Po raz ostatni widzieli się w minioną środę. - Po pracy Darek pojechał autem do swojej dziewczyny - opowiada mężczyzna. Jak się później dowiedział, jego syn wieczorem powiedział dziewczynie, że wraca do domu. Nigdy tam jednak nie dotarł.

Następnego dnia rano pan Marek zaniepokoił się o syna, gdy ten nie pojawił się w pracy. Obdzwonił znajomych i rodzinę, ale nikt nic nie wiedział. - Odchodziłem od zmysłów, ale w końcu był już dorosły. Następnego dnia planowałem zawiadomić policję - opowiada.

Ale to mundurowi pierwsi zapukali do jego domu... W sobotę przypadkowy przechodzień dostrzegł dziwny błysk w przydrożnych krzakach. Okazało się, że to ukryty w gęstej koronie powalonego drzewa, zmiażdżony wrak samochodu. W środku były zwłoki Dariusza. Policyjne dochodzenie wykazało, że audi 21-latka wypadło z drogi, przeleciało kilkadziesiąt metrów nad nasypem kolejowym i ścięło rosnącą przy drodze brzozę. Drzewo runęło na auto, zasłaniając wrak i uwięzione w jego wnętrzu ciało. Tajemnicę przyczyny wypadku Dariusz zabrał ze sobą do grobu.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki