Powinniśmy brać przykład z Amerykanów

2008-08-28 4:00

Specjalnie dla "SE" Adam Bielan z USA

"Super Express": - Jaki jest cel pańskiej obecności na konwencie demokratów w Stanach Zjednoczonych?

Adam Bielan: - Jestem w Denver na zaproszenie Partii Demokratycznej. Za tydzień, na zaproszenie Partii Republikańskiej, lecę do Minneapolis. Konwencja - poza tym, że jest wielkim świętem demokracji - jest doskonałym miejscem do spotkania najważniejszych polityków amerykańskich, ale również światowych. Na konwencji demokratów są obecni politycy z ponad 140 krajów, np. mój przyjaciel - szef parlamentu Gruzji David Bakradze. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że dzisiaj poparcie Stanów Zjednoczonych dla Gruzji jest niezwykle istotne. Trzeba pamiętać, że wybory w USA są niezwykle ważne dla tego kraju, ale również dla całego świata - w tym dla Polski. Stany są naszym najważniejszym sojusznikiem i od tego, kto będzie prezydentem, zwierzchnikiem sił zbrojnych bardzo wiele zależy również dla naszego kraju. Istotne jest, żeby w obu partiach - niezależnie od tego, kto wygra, bo przecież trudno dzisiaj przewidzieć wynik wyborczy - zwycięzca utrzymał dobre relacje z Polską.

- Czy udał się pan na konwenty do Stanów również po to, aby podglądać, jak Amerykanie tego typu imprezy przekuwają na sukces w wyborach?

- Nie mogę ukrywać, że Stany Zjednoczone mają o wiele bogatszą od Polski tradycję demokratyczną - w związku z tym również tradycję kampanii wyborczych. Jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób mobilizuje się wyborców, w jaki sposób mobilizuje się wolontariuszy w kampanii. To pokazuje, że Amerykanie nie odwracają się od polityki. Myślę, że my w Polsce moglibyśmy się wiele nauczyć od Amerykanów.

- Co przeważa na konwencie - show czy merytoryczna debata?

- To oczywiście wielki show. Podczas takiej konwencji czuje się atmosferę wielkiej zabawy - pomiędzy przemówieniami są przerywniki muzyczne, przy których cała sala szaleje, w kuluarach czuć zapach popcornu - ale oprócz tej komercyjnej twarzy, która zresztą sporo kosztuje, trzeba powiedzieć, że kampania amerykańska jest dużo bardziej merytoryczna niż nasza. Media, a także np. tzw. watchdogi, czyli instytucje pozarządowe, analizują każdą wypowiedź kandydata i trudno mu zgłaszać jakieś propozycje populistyczne, na które nie miałby pokrycia budżetowego. Od razu spotkałby się z ostrą krytyką. To są mechanizmy, które wzmacniają demokrację. W związku z tym kampania wyborcza w USA to nie tylko show, ale również bardzo dokładne prześwietlanie życiorysów kandydatów i ich programów. I nie bez powodów frekwencja wyborcza w Stanach Zjednoczonych jest dużo wyższa niż w Polsce, a demokracja amerykańska jest uważana przez wielu za najlepszy, godny naśladowania model.

- Czy będzie się pan spotykać z amerykańskimi spin doctorami?

- Mam wielu przyjaciół zarówno w Partii Demokratycznej, jak i Republikańskiej, więc z wieloma osobami zobaczę się bezpośrednio. Tzw. konsultanci polityczni często odgrywają w USA ważną rolę. Mają wpływ na politykę przyszłych prezydentów i senatorów. Dlatego warto utrzymywać z nimi kontakt.

- Razem z panem jest też prezydencki minister Michał Kamiński. Czy to oznacza, że po panów powrocie możemy spodziewać się zapowiadanej zmiany wizerunku prezydenta RP?

- Nie lubię określeń typu "zmiana wizerunku", to nie pomaga w pracy. Jeżeli Lech Kaczyński wygra reelekcję - o czym jestem przekonany - to nie dzięki chwytom reklamowym, ale dzięki temu, że jest autentyczny i nie zmienia poglądów. Wydarzenia w Gruzji - które również tutaj, w USA, są bardzo szeroko komentowane - pokazują, że choćby w sprawach polityki zagranicznej konsekwencja prezydenta Kaczyńskiego jest bardziej skuteczna, niż wynikające z PR-owych zagrywek działania Donalda Tuska.

Adam Bielan

Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, rzecznik prasowy PiS. Ma 34 lata

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki