Pożar w Piechowicach. Trzy aniołki spłonęły żywcem

2017-12-05 3:00

Ten widok był straszny: trzy zwęglone dziecięce ciałka w spalonym wnętrzu starej komunalnej kamienicy. Wstrząsnął nawet zaprawionymi w oglądaniu tragedii ratownikami, którym zaraz po akcji potrzebna była pomoc psychologa. Bo Dominik, Agnieszka i Oskarek dosłownie spłonęli żywcem, gdy w nocy z soboty na niedzielę ich pokój stanął w ogniu.

Piechowice, ul. Przemysłowa. To niezamożna część tego dolnośląskiego miasteczka. U wielu tamtejszych rodzin bieda aż piszczy. Również u rodziny D. się nie przelewało. Czasem nie było nawet co do garnka włożyć. Aby jakoś przetrwać, rodzina korzystała z pomocy opieki społecznej. Niestety, wszystkich problemów nie dało się w ten sposób rozwiązać. Ostatnio w mieszkaniu wyłączono prąd, bo lokatorzy nie płacili rachunków. Aby rozświetlić ciemności, palili świeczki. W takich właśnie warunkach najstarszy Dominik (+8 l.) musiał odrabiać lekcje, a jego siostra Agnieszka (+6 l.) i braciszek Oskarek (+4 l.) bawić się po zapadnięciu zmroku. I to prawdopodobnie od świeczki zapalił się ich pokój.

Pożar wybuchł w środku nocy. Strażacy dowiedzieli się o nim o godz. 3.00 i wysłali na ul. Przemysłową aż pięć jednostek. Niestety, niewiele można było zdziałać, bo mieszkanie rodziny D. wyglądało już jak wnętrze piekła. Z innych lokali ewakuowano więc 14 mieszkańców i zaczęto tłumić ogień. A kiedy po długiej i niebezpiecznej akcji w końcu to się udało, oczom ratowników ukazał się straszny widok: trzy zwęglone dziecięce ciałka w zrujnowanym pokoju. Doświadczonym strażakom aż mowę odjęło z wrażenia. Niejedną tragedię już w życiu widzieli, ale na taki wstrząs chyba nie byli przygotowani, bo gdy już wynieśli z wnętrza budynku ciała rodzeństwa, musieli szukać pomocy u psychologa.

- Wszczęliśmy postępowanie, które ma wyjaśnić przyczyny tej tragedii - relacjonuje prokurator Tomasz Czułowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. - Na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów. Dziadek, który w czasie pożaru był z dziećmi w domu, został zbadany i okazało się, że jest trzeźwy. Tak samo jak Agnieszka D., matka dzieci, która przyszła na miejsce, gdy trwała już akcja ratunkowa. Niebawem dostaniemy opinie biegłych z zakresu pożarnictwa, będzie też przeprowadzona sekcja zwłok dzieci. Wtedy dowiemy się więcej o tym, co dokładnie się stało - dodaje prokurator.

Na razie pewne jest, że dzieciom po prostu nie udało się uciec z ogarniętego pożarem mieszkania. Nie były w stanie pokonać ściany ognia. Dziadek jakoś ominął płomienie i wyskoczył na zewnątrz. Dominik, Agnieszka i Oskarek spłonęli żywcem.

Zobacz: Pożar w Piechowicach. Nie żyje trójka rodzeństwa. Miasto w żałobie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki