Pozwolili uciec szaleńcowi

2013-08-05 4:00

Otwarta na oścież brama, niezabezpieczone pomieszczenia, w których przebywają chorzy psychicznie pacjenci, i personel, który zamiast panować nad sytuacją, wygrzewa się na słońcu. Tak wygląda zakład opiekuńczo-leczniczy w Rajsku, z którego zniknął chory na schizofrenię Ludwik M. (53 l.). Gdyby w porę nie został odnaleziony, mogłoby dojść do tragedii.

Ludwik M. (53 l.) rankiem zniknął z zakładu opiekuńczo-leczniczego pod Oświęcimiem, ale jego nieobecność personel zauważył dopiero po obiedzie.

Mężczyzna w zakładzie psychiatrycznym w Rajsku przebywał od kilku miesięcy. Tu jest leczony na schizofrenię paranoidalną. Codziennie bierze leki i wymaga nieustannej opieki. Inaczej może być niebezpieczny zarówno dla siebie, jak i innych. Jak udało mu się opuścić zakład? Brama w ośrodku była otwarta na oścież, teren wokół niezabezpieczony, a pielęgniarki zamiast pilnować pacjentów, leniwie wygrzewały się na słońcu.

- Od razu wszczęliśmy poszukiwania. Po kilku godzinach Ludwik M. został odnaleziony - mówi Małgorzata Jurecka z policji w Oświęcimiu. Na szczęście mieszkańcy sąsiedniej wioski okazali się bardziej odpowiedzialni niż personel szpitala. Gdy tylko zauważyli, jak pan Ludwik błąka się po poboczu, nakarmili go i zawiadomili policję.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki